To jeszcze nie koniec wyprawy Pokutnika. Moja recenzja przyjrzy się cieniom i blaskom gry Blasphemous 2.
Produkcja od hiszpańskiego studia ponownie zabiera nas do mrocznego świata inspirowanego katolicyzmem. Po raz drugi wcielimy się w Pokutnika, na którego barkach została złożona ogromna odpowiedzialność. Będziemy mu towarzyszyć w pełnej niebezpieczeństw wyprawie w ramach pokuty. Pierwsza część z serii Blasphemous skradła moje serce charakterystyczną oprawą wizualną i bardzo klimatycznym oraz nietuzinkowym światem przedstawionym. Nic więc dziwnego, że sięgam po Blasphemous 2 z ciekawością i nadzieją.
Czy kontynuacja spełniła moje oczekiwania? Czy coś mnie zaskoczyło? Czy twórcy w ciekawy sposób rozwinęli ten świat? Na te pytania spróbuje odpowiedzieć moja recenzja gry Blasphemous 2.
Ora et labora
To, co pierwsze się rzuca w oczy w Blasphemous 2, to fakt, że wszystkiego jest więcej. Więcej mechanik, więcej przeciwników, więcej broni. W przypadku tego ostatniego na samym początku wybieramy jedną opcję z trzech. Mój wybór padł na rapier oraz sztylet. Para szybkiej i zwinnej broni białej. Opcja druga (ciężki buzdygan) wydawała mi się zbyt powolna, a trzecia (miecz) za bardzo podobna do ostrza Mea Culpa z jedynki. Zdecydowanie podoba mi się to rozszerzenie arsenału. Wprowadziło to przyjemną różnorodność. Ponadto umożliwiło stworzenie nowych zagadek.
Konkretna broń przydaje się w różnych sytuacjach. Buzdygan może jest powolny, ale potrafi zadać sporo obrażeń potężniejszym przeciwnikom. Poza tym możemy uderzyć nim w dzwon, którego odgłos odblokowuje specjalne platformy, po których dostaniemy się do dalszej części lokacji. Duet rapier-sztylet pozwoli na szybkie, dynamiczne starcia. Dzięki nim też teleportujemy się, uderzając w coś, co przypomina mi lustra. A więc mimo że na początku wybieramy jedną broń, w czasie zabawy mamy możliwość odblokowania kolejnych.
Tym samym Blasphemous 2 bardziej zachęca do powrotu do poznanych już lokacji. Bowiem korzystając z nowej broni czy umiejętności, możemy poznać zakątki wcześniej niedostępne. A to z pewnością umila eksplorację i działa na korzyść regrywalności. Poza tym w tej części elementy platformowe są zdecydowanie ciekawsze. I przez to – nieco trudniejsze (ale ja lubię wyzwania).
Rycerz Chrystusa
Przykładowo w jedynce wspinaczka opierała się głównie na wbijaniu miecza w ścianę. Tutaj korzystamy z różnych, wspomnianych już platform oraz interaktywnych elementów. A wspinamy się bez użycia broni, zwyczajnie wdrapujemy się niczym postać z Assassin’s Creed. Często przejście z punktu A do punktu B to wyścig z czasem, bowiem „włączony” interakcyjny element nie będzie na nas łaskawie czekał. Dlatego podczas rozgrywki przyda się zręczność, refleks oraz dobre wyczucie.
Te umiejętności grają również sporą rolę podczas walki. Warto też dobrze przyglądać się swoim przeciwnikom. Wszyscy bowiem nie tylko atakują w konkretny sposób, ale i mają swoje słabe punkty. Grunt to zapamiętać, w jaki sposób komu spuszczać łomot. I nie zapominać o wadach i zaletach konkretnych broni, między którymi możemy się przełączać. Taka bystrość przydaje się zwłaszcza podczas walk z bossami, bowiem ci dzielą często swoją potyczkę na fazy, podczas których lubią zaskoczyć wyjątkowo paskudnym i zmiatającym z ziemi atakiem. Przyznam, że Blasphemous 2 to taka gra, która daje mnóstwo frajdy, ale też sprawia, że mamroczesz pod nosem mało cenzuralne słowa.
Ostatni raz u spowiedzi byłem
Inaczej też tutaj wygląda ulepszanie umiejętności postaci. Aby udoskonalić broń, nie musimy już chodzić do specjalnych ołtarzy. Wystarczy parę kliknięć w menu gry. Nie wszystko jednak załatwimy w ten sposób. Przykładowo musimy czasem współpracować z miejskim rzeźbiarzem.
Jeśli przyniesiemy mu narzędzia i materiały znalezione po drodze, on wyrzeźbi dla nas figurki. Te umieszczamy w naszym ołtarzu, aby otrzymać nowe ulepszenia. Konfiguracją umieszczonych postaci oczywiście możemy dowolnie się bawić. Naturalnie wszystko ma swoją cenę. Bowiem aby odblokować nową funkcję broni czy kolejne miejsce na rzeźbę, musimy poświęcić tak zwane Marks of Martyrdom. To nieco inne punkty doświadczenia niż Tears of Atonement z jedynki. Łzy również pojawiają się w Blasphemous 2, ale dużo łatwiej je uzyskać niż wspomniane Marks. Jednak Tears of Atonement nie są zupełnie bezużyteczne. Bowiem ponownie możemy „zapłacić” nimi, aby oczyścić się z Fragmentów Winy. Tym razem zrobimy to w konfesjonale w mieście. Używając tej „waluty”, możemy także kupić sobie ulepszenia czy części różańca.
Za dużo koralików w różańcu
Niestety im więcej elementów, tym ciężej utrzymać je w ryzach. Mianowicie w dwójce dużo bardziej rzucają się w oczy problemy natury technicznej. Przykładowo wydawało mi się, że wyjątkowo źle idzie mi blokowanie ataków rapierem i sztyletem. Lecz na niedziałanie tej funkcji narzekało w internecie sporo innych graczy. Wygląda na to, że bugi dopadły świat Orthodoxii. Na szczęście błędy nie są aż tak poważne, aby jakoś uprzykrzyć mi rozgrywkę. Ot, czasem irytują.
Spróbuję też odpowiedzieć na pytanie, które przewijało się w sieci. Czy Blasphemous 2 jest łatwiejsze niż pierwsza część? I tak, i nie. Z pewnością gra uprościła niektóre mechaniki, chociażby rozwijanie broni. Od początku widzimy też paski zdrowia pomniejszych przeciwników, a w jedynce umożliwiał nam to jedynie specjalny koralik w różańcu. Trudność mogły za to trochę podkręcić nowe elementy platformowe. Zwłaszcza, że obrażenia może zadać coś tak trywialnego jak żyrandol spadający na głowę. Jednym słowem, druga część tego cyklu jest po prostu inna.
Moje oczy zostały pobłogosławione
Ponadto Blasphemous 2 jest jeszcze piękniejsze niż jedynka. Twórcy dopracowali oprawę wizualną, gdzie tylko mogli. Zachowano na szczęście większość piksel artowej estetyki, która mnie tak urzekła podczas gry w pierwszą część. Szkoda jedynie, że w takim stylu nie utrzymane są już cutscenki. Te mianowicie po prostu zaanimowano w dwóch wymiarach, więc przypominają zwiastun do dodatku Wounds of Eventide.
Muszę jednak docenić animacje. Cieszą oko i widać, że ktoś poświęcił na nie trochę czasu. Do tego stopnia, że zachwycały mnie nawet wirtualne drobinki kurzu tańczące w promieniach słońca. Albo peleryna Pokutnika powiewająca na wietrze niczym u romantycznego bohatera.
Warstwie dźwiękowej również nie mam nic do zarzucenia. Za muzykę ponownie odpowiedzialny jest kompozytor Carlos Viola i jego utwory idealnie wpasowują się w klimat gry. Wygląda na to, że pod względem audiowizualnym Blasphemous 2 po prostu udoskonaliło to, co już wyglądało naprawdę dobrze w pierwszej części.
Tego w Biblii nie było
Warto też przyjrzeć się warstwie fabularnej. Na samym początku gry główny bohater (znany już z pierwszej części Pokutnik) dosłownie wstaje z grobu. Szybko dowiadujemy się, że Cud (siła wyższa przedstawiona także w jedynce) planuje „urodzić” dziecko. Naszym zadaniem jest go powstrzymać.
Na naszej drodze staną nie tylko krwiożerczy wrogowie, ale i sojusznicy. Blasphemous 2 przedstawia całą garść nowych, interesujących bohaterów, którzy wywierają na graczu wrażenie. Nie oznacza to jednak, że nie spotkamy starych znajomych z pierwszej części. Ponadto bohaterowie dwójki wydają się jeszcze dziwniejsi i jeszcze bardziej tajemniczy.
Ponownie głównie od gracza zależy, ile wyniesie z tej historii i ile lore pozna. Z pewnością dużo rzeczy można zwyczajnie przeoczyć, jeśli prujemy przez fabułę jak taran. Swoją drogą, ten świat i jego mieszkańcy są tak intrygujący, że bez problemu wzbudzają zainteresowanie. Przykładowo, kiedy widzę, jak grupka osób całuje wielką lewitującą dłoń, to automatycznie mam ochotę poznać jej historię. I a nuż znajdę za kolejnymi drzwiami coś podobnie dziwnego. Dlatego ta produkcja tak mnie wciągnęła. Z przyjemnością eksploruję każdy nieodwiedzony jeszcze zakątek mapy, bo chcę coraz więcej wiedzieć o tym nietuzinkowym świecie.
Inaczej, ale chyba lepiej – ogólne wrażenia z Blasphemous 2
Myślę, że Blasphemous 2 to całkiem udana kontynuacja. Twórcy wzięli to, co dobre z pierwszej części i podkręcili to oraz udoskonalili. Produkcja zachwyca wizualnie i jest przyjemna dla ucha. Rozgrywkę wzbogacono o mnóstwo nowych, ciekawych elementów, które gładko wplotły się w historię i charakterystyczną atmosferę gry. Z przyjemnością odwiedzało mi się przedstawiony świat. Poza tym Blasphemous 2 zaskoczyło mnie nieco innym klimatem niż jedynka. Mianowicie mam wrażenie, że druga część jest trochę mniej mroczna i przygnębiająca, a bardziej przypomina epicką wyprawę rycerską. Przypadło mi to do gustu.
Oczywiście nie jest to produkcja bez wad. W nowościach można się trochę pogubić, a strona techniczna częściej niedomaga. Łatwiej tutaj o frustrację i poczucie bezsilności. Z jednej strony mnogość nowych elementów w Blasphemous 2 to błogosławieństwo, a z drugiej – przekleństwo. Czasem po prostu jest za dużo grzybów w barszczu. Ale wciąż uważam, że to kawał dobrej i nietuzinkowej produkcji. Zdecydowanie polecam.
Recenzja gry Blasphemous 2 powstała dzięki uprzejmości serwisu GOG.com.