Wojenko, wojenko – recenzja gry Valiant Hearts: The Great War

Kadr z gry Valiant Hearts

Czy gry potrafią ukazać wojnę w dojrzały i nietuzinkowy sposób? Moja recenzja Valiant Hearts: The Great War spróbuje odpowiedzieć na to pytanie.

Valiant Hearts: The Great War to gra platformowa z elementami logicznymi osadzona w dwuwymiarowym świecie. Za jej produkcję odpowiada studio Ubisoft Montpellier, znane przykładowo z takich tytułów jak Rayman Origins czy Rayman Legends. Gra opowiada historie czterech osób związanych w jakiś sposób z wydarzeniami pierwszej wojny światowej. Każda z nich znalazła się na froncie z innego powodu. Niektórzy zostali zmuszeni do wojaczki wbrew własnej woli, zaś inni traktują ją jako drogę do osiągnięcia własnego celu. Ich losy będą się splatać wraz z biegiem historii, a czynnikiem, który połączy wszystkich, będzie pewien mądry i sympatyczny pies. Co ciekawe, scenariusz gry został mocno zainspirowany listami żołnierzy walczących podczas pierwszej wojny światowej. Moja recenzja oceni, czy Valiant Hearts było w stanie przedstawić wojenne wątki w sposób dotąd niespotykany w tym medium. 

valiant hearts recenzja

Czterech pancernych i pies

Valiant Hearts: The Great War zaczyna swoją opowieść od Emile’a. Do tej pory żył spokojnie z córką, zięciem i wnukiem na farmie we Francji, prowadząc proste, ale szczęśliwe życie. Wybuch pierwszej wojny światowej wywrócił życie jego rodziny do góry nogami – Karl, zięć niemieckiego pochodzenia, zostaje deportowany, a sam Emile wciągnięty do armii. Mężczyźni zostają rozdzieleni i od tej pory śledzimy historię francuskiego żołnierza. Jego pierwsza potyczka pokazuje nam jasno – wojna nie ma w sobie nic z pełnych patosu poematów. Na froncie zginąć można łatwo i bezsensownie, tak jak większość towarzyszy broni Emile’a. On sam zaś trafia do niewoli.

Od tego momentu jego wojenna historia jest pełna wzlotów i upadków. Nawiązuje przyjaźń z Freddiem, również francuskim żołnierzem, który zaciągnął się do armii z osobistych pobudek. Wojna odebrała mu miłość życia, więc w pewnym sensie poszukuje zemsty. Wraz z Emilem i przyjaznym psem poznanym w jenieckim obozie, będą stawiać czoła przeróżnym niebezpieczeństwom czyhającym na froncie zachodnim. Natrafią w końcu na Anne – belgijską sanitariuszkę, podążającą tropem porwanego ojca.

valiant hearts recenzja

Losy tej czwórki bohaterów – Emile’a, Karla, Freddiego i Anne – jeszcze nieraz się splotą. W pewnym momencie im wszystkim przyjdzie zmierzyć się z pewnym niemieckim baronem. Jeśli miałabym wskazać głównego „złego” Valiant Hearts, byłby to właśnie on. Podróżujący wielkim zeppelinem, próżny i mściwy baron von Dorf nieraz nadepnie głównym bohaterom na odcisk.

Jednak i tak największym złem wiszącym nad Karlem, Emilem, Anne i Freddiem jest po prostu wojna, z jej wszystkimi okropieństwami. Niniejsza recenzja zwraca uwagę na nietuzinkowe przedstawienie wojennych wątków, bo podczas gry w Valiant Hearts: The Great War trudno poczuć się jak wszechmocny heros. Raczej możemy z bliska przyjrzeć się czyhającej na każdym kroku śmierci, wszechobecnemu brudowi i głodowi czy zmęczonym twarzom żołnierzy. Gra nigdy nie sprzedaje nam taniego kłamstwa o szlachetnym umieraniu w imię większego dobra. Wojna w Valiant Hearts jest pozbawiona wyniosłości, a tym samym bardziej „ludzka”. Dlatego tak łatwo przywiązać się do postaci i uronić łzę, gdy wpadają w kłopoty. 

valiant hearts recenzja

Nie oznacza to jednak, że fabuła nie uderza czasem w lżejsze tony. Kreskówkowość Valiant Hearts: The Great War objawia się przede wszystkim w nieco uproszczonym i stereotypowym przedstawieniu rzeczywistości. Dlatego przykładowo francuskiego żołnierza przekupimy butelką dobrego wina, a Niemcy świętują zwycięstwa przy piwie i kiełbasie. Ponadto sama fabuła opowiadana jest głównie poprzez wtrącenia narratora między kolejnymi lokacjami. Sami bohaterowie porozumiewają się krótkimi zdaniami w swoich ojczystych językach czy za pomocą komiksowych dymków. Ciekawie to kontrastuje z dosyć ciężkim klimatem opowieści i sprawia, że narracja nie wpada w zbyt przygnębiające tony. Poza tym do bohaterów, mimo że mają dosyć skąpo zarysowany charakter, łatwo można się przywiązać. Każdy z nich jest po prostu człowiekiem, który znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze.      

valiant hearts recenzja

Spokojnie jak na wojnie

Jak na grę, której akcja toczy się podczas konfliktu zbrojnego, w Valiant Hearts przemoc rzadko będzie naszym sposobem na radzenie sobie z przeciwnościami. Świat eksplorujemy przy okazji chowania się w zaułkach, rozwiązywania zagadek logicznych i korzystania z różnych unikalnych umiejętności postaci. Czasem strzelimy z armaty czy przyłożymy komuś łopatą, ale bezpośredniej walki za dużo tu nie uświadczymy. Musimy się skradać, działać ostrożnie i używać sporo sprytu.

valiant hearts recenzja

Wspomniane wcześniej zestawy unikalnych umiejętności pomagają w pokonywaniu kolejnych przeszkód. Emile przekopie się przez każde błoto przy użyciu swojej łopaty (ewentualnie chochli znalezionej w jenieckim obozie, facet nie wybrzydza), która pomoże także przy ogłuszaniu wrogich żołnierzy. Freddie przybiegnie ze swoimi nożycami do drutu kolczastego i utoruje drogę towarzyszom. Z kolei Anne zna się co nieco na medycynie. Podczas quick time eventów pokaże swoje umiejętności i uleczy w czasie gry sporo osób. I to z obu stron frontu, bo dla Anne każde ocalone życie jest jej małą wygraną w tej wojnie. Natomiast Karl wykaże się szybkością i zwinnością podczas przemierzania lokacji skąpanych w toksycznym gazie.

valiant hearts recenzja

Jednak nie wolno zapominać o czworonożnym przyjacielu. Sympatyczny Walt często okaże się niezastąpiony. Możemy poprosić go o przesunięcie dźwigni, podanie granatu czy zwiedzenie miejsca, do którego nie wcisnąłby się nawet najdrobniejszy żołnierz. Sporo zagadek logicznych wymaga od osoby grającej rozsądnego korzystania z pomocy tego zwierzaka. Co ciekawe, jego urok jest tak silny, że może on biegać niezauważony wśród wrogich wojsk, a czasem nawet odwracać uwagę wartowników od naszych podstępnych działań.

valiant hearts recenzja

Ponadto gra pełna jest etapów dodających nieco różnorodności do rozgrywki, która w gruncie rzeczy polega na ciągłym podążaniu w prawo. Jednym z moich ulubionych jest pościg. Jedyna grywalna żeńska bohaterka (Anne) kieruje taksówką i próbuje unikać ataków bombowców, czołgów czy innych pojazdów. Musi także uważać na przeszkody na drodze takie jak chociażby dziury w jezdni. Co najlepsze, całość odbywa się w rytmie skocznej muzyki, więc czasem będziemy omijać bomby spadające w takt kankana.

Czasem też przejedziemy się czołgiem czy innym pancernym pojazdem. Parę razy również będziemy odpowiedzialni za obsługę artylerii. Jednak, jak pisałam wcześniej, są to pojedyncze przypadki, gdyż w Valiant Hearts jesteśmy zdani głównie na siebie.

W grze wielokrotnie zmierzymy się z największym przeciwnikiem, czyli wcześniej wspomnianym baronem von Dorfem. Czasami walka z bossem będzie polegać na sprytnym wykorzystaniu otoczenia i rozwiązaniu paru zagadek. A kiedy indziej po prostu bijemy się z nim na pięści podczas krótkiego quick time eventu. W grze zdecydowanie nie doświadczymy nudy, a dużo częściej presji czasu czy innego rodzaju stresu.

valiant hearts recenzja

Rozkazy wykonane

Pod względem technicznym nie mam grze Valiant Hearts nic do zarzucenia. Prosta, nieco kreskówkowa grafika dodaje lekkości tej w gruncie rzeczy smutnej i ciężkiej fabule. Co prawda ma potencjał, by wyglądać jeszcze lepiej, ale jak na grę z 2014 roku prezentuje się całkiem ładnie. Poza tym tak stylizowana oprawa graficzna dobrze się starzeje.

Nie doświadczyłam również żadnych błędów uniemożliwiających rozgrywkę czy przeszkadzających w zabawie. Tytuł działa płynnie i bez zarzutu.

Skrócona lekcja historii

Moja recenzja Valiant Hearts byłaby niepełna bez wspomnienia o elementach edukacyjnych gry. Wyraźnie widać, ile pracy włożyli twórcy w opowiedzenie wiarygodnej historii dziejącej się podczas pierwszej wojny światowej. Przed każdą lokacją możemy poczytać krótkie notki na temat broni, technologii czy codziennego życia żołnierzy. Nie tylko stanowią one świetny dodatek do gry, ale często umożliwiają zobaczenie następnego miejsca w szerszym kontekście. Podczas rozgrywki możemy więc poszerzyć swoją wiedzę na temat pierwszej wojny światowej, dowiedzieć się rzeczy, na temat których milczały szkolne podręczniki.

Bardzo również doceniam różnorodność grywalnych postaci. Pod względem historycznym każdy z bohaterów ma swoje uzasadnione miejsce w fabule. Nikt nie próbuje nam wmówić, że w tym konflikcie brali udział jedynie mężczyźni z Europy. W końcu mówimy tu o pierwszej wojnie światowej.

Wojna bez różowych okularów, czyli ogólne wrażenia z Valiant Hearts

Valiant Hearts: The Great War to zdecydowanie odpowiednia produkcja dla ludzi znudzonych wyidealizowanym obrazem wojny w grach video. To również niezła propozycja dla pasjonatów historii, którzy chcieliby połączyć zdobywanie wiedzy z dobrą zabawą. Tytuł nie jest długi, gdyż jego ukończenie wymaga jakichś 5 lub 6 godzin, więc warto poświęcić wieczór lub dwa na tę grową perełkę. Myślę, że jest to tytuł, który w dojrzały sposób podchodzi do podjętego przez siebie tematu. A jeśli chcecie dowiedzieć się jeszcze więcej o Emile’u, to pojawił się on w naszym tekście z okazji Dnia Ojca.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top