W ślad za porwanym braciszkiem. Röki – recenzja gry

logo gry ROKI na tle niebieskiego nieba i zaśnieżonych fiordów, recenzja tekstu

Od pewnego czasu mitologia skandynawska święci triumfy w świecie gier. Czy Röki ma szansę ją wypromować?

Od dzieciństwa lubiłam mity ze starożytnej Grecji i Egiptu. O tych nordyckich dowiedziałam się jednak znacznie później, bo dopiero pod koniec minionej dekady. Wtedy właśnie, za sprawą Assassin’s Creed: Valhalla, zaczęłam nieco bardziej się nimi interesować. Nie da się ukryć, że kontynuacja serii o asasynach i Röki to pozycje kompletnie odmienne i skierowane do różnych graczy. Pierwsza dostarcza bardziej dynamicznych emocji związanych z odkrywaniem kolejnych zakątków mapy oraz walką, a także z rosnącą wraz z nimi adrenaliną. Druga, czyli właśnie Röki, którego dotyczy dzisiejsza recenzja, serwuje nam zaś pełnię wzruszeń i pięknych morałów.

W tym wszystkim Röki zachwyca nie tylko historią, bohaterami i przekazem, lecz także stroną wizualną. Pozwólcie więc zabrać się w krótką podróż wraz z dzielną Tove, główną bohaterką gry, która spieszy na ratunek swojemu braciszkowi, Larsowi.

Roki recenzja, na grafice widzimy dom rodzinny głównej bohaterki

Piękna baśń w nordyckim klimacie

Historia Röki zaczyna się niepozornie. Młoda Tove bawi się z bratem gdzieś w środku lasu pokrytego śnieżną pierzyną. Gdy wracają do domu na obiad, naszym oczom ukazuje się ich ojciec, śpiący w bujanym fotelu. Obok niego stoi pusta butelka po alkoholu. Wkrótce dowiadujemy się, że mężczyzna wpadł w nałóg z powodu żałoby po śmierci żony. Toteż Tove musiała szybko dorosnąć, by odpowiedzialnie zajmować się nie tylko bratem, ale też prowadzeniem domu.

Niespodziewanie pewnego wieczoru ich chatka zostaje zaatakowana przez czarnego, kudłatego stwora. Ten zdaje się poszukiwać konkretnej rzeczy i nie ustaje w niszczeniu kolejnych pięter, byleby tylko dopiąć swego. Gdy w domu wybucha pożar, a ojciec zostaje odcięty płomieniami od drogi ucieczki, rodzeństwo czym prędzej musi uciekać. Brat i siostra trafiają do ciemnego, mrocznego lasu. I choć obiecują trzymać się razem, wystarcza jeden moment, gdy Larsa bardziej od siostry pochłaniają siedzące nieopodal kruki, przez co i zostaje w tyle. Czarny potwór błyskawicznie wkracza do akcji i porywa chłopczyka, a Tove wyrusza na jego poszukiwania. 

Roki recenzja, na grafice widzimy wnętrze jaskini trollicy, wszystko skąpane w odcieniach zieleni, po prawej stronie w głębi siedzi trollica

Przygodówka z pełną paletą emocji

Röki bardzo szybko zapisał się w pierwszej dziesiątce na mojej liście najlepszych przygodówek. Emocje i problematyka, jaką przedstawiła gra już w ciągu pierwszych trzydziestu minut chwyciły mnie za serce. Nieradzenie sobie z żałobą i szukanie ucieczki od psychicznego bólu, szybkie dorastanie i nadmierna odpowiedzialność ciążąca na barkach małej dziewczynki, a w końcu utrata ojca i niedługo później także brata – to wszystko wywołuje w graczu mieszaninę emocji. Nieraz nie byłam pewna, czy w mojej głowie przeważa smutek czy nadzieja, wiara w lepsze jutro czy poczucie, że już nie tylko los chłopca, ale także całego lasu spoczywa w rękach zdecydowanie zbyt młodej osoby.

Jednak mała Tove nie stroniła od niebezpiecznych spotkań, trudnych zagadek czy wręcz dokonywania rzeczy niemożliwych. Myśl o ocaleniu brata dodawała jej sił na każdym kroku i pomagała stawić czoła każdej przeciwności. Dzięki swojej odwadze i motywacji odbyła przepiękną podróż, w której odnalazła przede wszystkim wybaczenie dla siebie i rodziców.

Zresztą Röki od samego początku, zanim w ogóle stwierdziłam, że musi powstać jego recenzja, zapowiadał się na grę głęboką. I zachwycam się, że sprostał temu pierwszemu wrażeniu. Uważam, że musimy doceniać produkcje, które nie oszukują nas pierwszymi dwiema godzinami rozgrywki, bylebyśmy tylko nie zwrócili ich na Steamie w dozwolonym czasie, by potem zaserwować byle co. Röki jest tym pięknym przykładem, który skupia na sobie całą naszą uwagę i daje przy tym dużo radości i poczucia satysfakcji z kolejnych odkrywanych wspomnień i rozwiązywanych zagadek. Jednocześnie ani przez chwilę nie nudzi i nie zawodzi.

zrzut ekranu z gry Roki, widzimy dużego białego wilka leżącego u szczytu góry, do którego prowadzą schody. Bohaterka wspina się po schodach. Wokół leży śnieg

Magiczne drzewo podróże i krok w baśń

Przez większość czasu rozgrywkę obserwujemy z ustalonej bocznej perspektywy. W niej widzimy, jak Tove biega do przodu, do tyłu i na boki lub wspina się na różne przeszkody. Wówczas kamera podąża za nią tylko w lewo i w prawo. Mniej jest scen, w których ruch kamery odbywa się w linii przód-tył. 

W Röki rolę łącznika dla różnych lokacji spełnia magiczne drzewo, w którym znajdują się portale. Każdy przenosi nas do innej części mapy: do lasu Trollhildy, do starego kościoła, nad tajemnicze jezioro lub skrywające sekret góry. Przepięknych krajobrazów widzianych po drodze nie brakuje, a gra zachwyca wizualnie niemal każdym szczegółem. Serio, widać nawet ślady na śniegu, które Tove zostawia. Gdy biegnie, ślady są rzadsze. Gdy idzie zaś, częstsze. Detal, a jednak robi wrażenie.

Postaci ludzkie, zwierzęce czy fantastyczne wywołują skojarzenia z mitologią nordycką już samą kreską. Bajkowej atmosfery dodają spotkania z trollami, zabawnymi krasnoludkami Tomte i tajemniczym wodnym starcem. Do tego dołóżmy unikatowe otoczenie, sprawiające, że czujemy się, jakbyśmy dosłownie kroczyli przez środek baśni i… mamy to. Przepis na grę, która zauroczy zarówno dziecko, jak i dorosłego z sympatią do nostalgii i wspominania dzieciństwa. 

zrzut ekranu z gry Roki, widzimy wnętrze lodowego zamku z władającą nim magiczną postacią, władczynią, ubraną na czarno

Jak to w baśni, nie zabrakło tu pięknych morałów. Najbardziej wybija się nieocenianie drugiej osoby po wyglądzie czy pierwszym wrażeniu, a po czynach. Druga szansa i wybaczenie również zdają się jednymi z głównych motywów historii Tove i Larsa. Wydarzeniom, które te mądrości przedstawiają, towarzyszy cała gama emocji: od wdzięczności, przez współczucie, po poczucie dumy z naszych dokonań. 

Co również warto docenić, to fakt, że nie walczymy tutaj dla samej idei walki, a zawsze po to, by ocalić kogoś innego. Same te potyczki składają się nie z aktów agresji, a logicznych łamigłówek, które bezpośrednio ograniczają ruchy lub pole działania przeciwnika. To sprawia, że dzieci w wieku od 10 lat i starsze mogą bez obaw dać szansę Röki.

Roki recenzja, zrzut ekranu pokazuje fragment wizji, a w nim domek rodzinny, ale zawieszony w powietrzu, w nicości

„Achy”, „ochy” i inne onomatopeje

Niektórzy mogliby uznać udźwiękowienie Röki za ubogie. Nie mamy tutaj bowiem typowych voice-overów. Postaci wypowiadają tylko swoje imiona lub nazwy jak Tove, Lars, Ma i Da oraz różne onomatopeje jak „ach” czy „och”. W mojej opinii, pięknie kładzie to nacisk na emocjonalny przekaz gry, której wcale nie potrzeba głośno wymawianych słów. Te krótkie westchnięcia lub imię wypowiedziane z tęsknotą wyrażają więcej, znacznie więcej, niż wiele innych dialogów, które postaci mogłyby tu wypowiedzieć.

Nie znaczy to jednak, że napisy nie serwują nam więcej konkretu. Tutaj, poza dialogami (z całą paletą barwnych postaci), pojawiają się też komentarze, w moim odczuciu, łamiące poniekąd czwartą ścianę. Tove zdarza się znaleźć jakiś przedmiot ukryty pod warstwą śniegu i spytać: „Ciekawe, kto to tu zakopał?”, żartując z pomysłowości twórców. Jest to detal, który można interpretować na różne sposoby. Ja akurat uznałam go za celową docinkę od deweloperów dla deweloperów i uważam to za urocze.

Nie tylko przez wymowne rysunki, ale również przez wypowiedzi postaci poznajemy całą historię i dowiadujemy się, kim jest tytułowy Röki i dlaczego porwał Larsa. Spotykamy również główną antagonistkę gry i dowiadujemy się, że jej motywacją nigdy nie była czysta żądza zagłady. Gra unika ukazywania rzeczy w białym i czarnym świetle, na każdym polu zostawia trochę szarości.

tytulowi Roki, grafika ciemna, środek nocy, na tle ciemnego nieba widać równie ciemnego tajemniczego stwora z jasnymi ślepiami i uśmiechem

Bestia czy przyjaciel? Oto jest pytanie. Finalne wrażenia z gry Röki

Jeśli spytacie mnie, dlaczego to właśnie w lecie 2023 roku dokończyłam grę, rozpoczętą zaraz po jej premierze w 2020, odpowiedź będzie prosta. Po pierwszym oderwaniu się od gry (bo kiedyś trzeba spać) zwyczajnie o niej zapomniałam. Jednak im dłużej do niej nie wracałam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że naprawdę chcę ją wreszcie dokończyć. W końcu, gdy w prawdziwym świecie na dworze było zbyt gorąco (lato 2023 nie wracaj, proszę), nabrałam chęci na śnieżne przygody i nordycka przygodówka wróciła na tapet. Nie ukrywam, że chciałam też, by recenzja Röki wreszcie znalazła się na Grajmerkach.

Röki nie zawiódł ani trochę. Dał mi trochę potrzebnego orzeźwienia i przypomniał o tęsknocie za zimą. Przede wszystkim jednak przypomniał, że rodzina, spokój i zdrowie są jednymi z najważniejszych elementów, jakie możemy mieć w życiu.

Co prawda, jeśli jak i ja zrobicie sobie dwa lata przerwy w połowie gry, to trudno będzie Wam z powrotem wbić się znienacka w rozgrywkę i ogarniać, co już zrobiliście, a co dopiero Was czeka. Niemniej nie jest to niemożliwe, da się. Mnie przejście Röki zajęło trzynaście godzin i myślę, że to długość idealna. Nie za krótka, niezbyt rozwleczona. Taka w punkt, by przedstawić historię z morałem, nie nudząc przy tym ani dziecka, ani dorosłego.

I choć wspomniałam, że mnie ta gra lekko orzeźwiła, to sprawdzi się idealnie jako odskocznia o każdej porze roku. Śnieg za oknem doda jej klimatu. Słońce i żar sprawią zaś, że nie będziecie chcieli z tego świata wychodzić.

Jeśli zaś chcielibyście dostać więcej rekomendacji gier, które możecie bez wahania polecić Waszym dzieciom, zapraszamy do lektury naszego artykułu. W ramach podcastu nagraliśmy zaś odcinek o tytułach, które sami ogrywaliśmy jako dzieci. Życzę Wam miłego czytania i słuchania!

Scroll to Top