Wszędzie ten piasek i skały. My Time at Sandrock – recenzja gry (demo)

My Time at Sandrock - recenzja demo

Kontynuacja My Time at Portia tym razem przenosi nas w skaliste okolice, gdzie woda oraz drzewa to najwyższa świętość. Mam nadzieję, że recenzja wersji demo My Time at Sandrock przybliży Wam tę produkcję choć odrobinę.

Witamy na peronie pierwszym w Sandrock

Fabuła My Time at Sandrock rozgrywa się w tym samym świecie, którego sporą część poznaliśmy w My Time at Portia. Przyjeżdżamy pociągiem do krainy, w której próżno szukać zielonych, silnie zalesionych terenów – wręcz przeciwnie. My Time at Sandrock w wersji demo, o którym traktuje ta recenzja, jest pełne skał oraz piasku. To takie bajkowe Tatooine, w którym woda jest ceniona ponad wszystko, a próba ścięcia drzewa kończy się… najpierw uwagą, a potem nawet karą!

Długie oraz fioletowe włosy? Why not!

Rzeczą, która najbardziej rzuca się w oczy w porównaniu do poprzedniej części gry, jest grafika. Zdecydowanie ładniejsza i wyraźniejsza niż w My Time at Portia. Dodatkowo kreator postaci został poszerzony. Mamy teraz do wyboru dość sporo opcji customizacji swojego bohatera, co mnie naprawdę ucieszyło, ponieważ uwielbiam godzinami ślęczeć w kreatorze. Wracając jednak – po dotarciu do Sandrock zostajemy przywitani na stacji kolejowej przez przesympatyczną Mi-an. Jest ona, tak jak my, konstruktorką rzeczy wszelakich. Dzięki niej zapoznajemy się z realiami gry. W wersji demonstracyjnej postacie nie mają głosów, więc wszystkie dialogi musiałam czytać, aczkolwiek nie przeszkadzało mi to w żaden sposób. Możliwe, że voice acting zostanie dodany dopiero w przypadku pełnego produktu.

Tak, tak. To ja!

Diggy diggy poproszę!

Warsztat, który dostajemy tym razem, nie różni się specjalnie od tego z My Time at Portia. Pomijając, rzecz jasna, ładniejszą oprawę graficzną. Jednakże korzystanie z niego jest przyjemniejsze, a system craftingu bardziej intuicyjny. Jest to dość spora poprawa względem poprzedniej odsłony gry. Powiem szczerze, biegałam po okolicy urzeczona całokształtem. A najwięcej frajdy, gdy już stworzyłam swoje pierwsze narzędzie, dawało mi rozwalanie kamieni. Mam w sobie coś z górnika, zdecydowanie. 

Scrolluj dalej. To tylko biegnąca Adara i jej wielkie… narzędzie.

Jak to często bywa, nie dostajemy tak po prostu naszej licencji (Boba) budowniczego. Musimy najpierw wykazać się tym i tamtym, by tutejszy burmistrz stwierdził, że przydamy się społeczności. Seems fair, ponieważ dzięki temu na spokojnie poznajemy okolice Sandrock oraz mechanikę tworzenia przedmiotów. Przy okazji zawieramy pierwsze znajomości, które, jeśli odpowiednio pielęgnowane, w swoim czasie przyniosą nam benefity! W końcu nie od dziś wiadomo, że człowiek to zwierzę stadne i do lepszego funkcjonowania potrzebuje innych. A przysługi są na wagę złota.

No, całkiem ładna ta stodoła. Znaczy ten, warsztat!

Szybko też, prócz zwykłego tworzenia przedmiotów, przyjdzie nam nauczyć się walczyć. Pewien koleś (nazywa się Pen) biegający w ciuszkach superbohatera oraz z peleryną na grzbiecie, zaczepi nas podczas spacerku. Stwierdzi, że: „Hej, ale masz chude ręce. Uważaj, bo cię pustynia zje! Nauczyć cię spuszczać łomot?”, na co my możemy się nie zgodzić, tylko… dlaczego nie? Skoro szybko się okazuje, że do wyboru mamy przyjemny arsenał broni. Aż człowiek nabiera ochoty na mały sparing. Tutaj napomknę tylko, że drzewko rozwoju postaci nadal jest proste oraz przyjemne. Nie poszerzono go zbyt sztucznie, przynajmniej na ten moment, o niepotrzebne umiejętności. Ta gra ma być ostoją spokoju oraz relaksu, dlatego nazbyt rozbudowany system levelowania zupełnie tu nie pasuje. 

No patrzcie, jakie piękne! <3

My Time at Sandrock – ogólne wrażenia z wersji demo

Powiem szczerze, że gdyby nie cicha umowa z autorką recenzji No Longer Home, napisałabym o My Time at Sandrock dużo więcej, przez co recenzja wersji demo tej gry wyszłaby na blisko… bardzo wiele słów, uwierzcie. Jestem oczarowana tą produkcją, w której widzę wiele udogodnień względem My Time at Portia. Jest to ewidentna oznaka tego, że twórcy nie spoczęli na laurach i korzystają z nowoczesnych rozwiązań, nieustannie udoskonalając swój warsztat. 

Sandrock jest pięknym, odrobinę stylizowanym na westernowe, miasteczkiem, świeżym startem dla naszego bohatera. Od samego początku poczułam się cudownie zrelaksowana, zupełnie tak samo jak w przypadku Portii. Jestem pewna, że gdy tylko na rynku pojawi się pełna wersja gry, pochwycę ją w swoje ręce i, jak tylko się uda, pochwalę się tym na naszym portalu. Cieszę się, że skorzystałam z Festiwalu Steam Next i znalazłam tam właśnie tę grę. A czy Wy wypatrzyliście dla siebie coś ciekawego? 

Doktorze, boli mnie palec…

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top