Resident Evil 4 Remake to idealna okazja dla studia, by dać Ashley Graham rolę, na jaką zasługuje. Kto grał w oryginał, ten wie, o czym mówię.
W odsłonach 4-6 serii Resident Evil można zauważyć pewną prawidłowość. Chodzi mianowicie o słaby poziom AI naszych sojuszników i sojuszniczek. O ile jednak w przypadku Shevy i ekipy z szóstej części wyzwiska ograniczają się prawie wyłącznie do gameplayu, o tyle Ashley obrywa się już za dużo, dużo więcej. Czy jednak słusznie? W tym tekście chciałabym zarówno spróbować odpowiedzieć na to pytanie, jak i zarazić Was moim optymistycznym przekonaniem, że Resident Evil 4 Remake przyniesie tak potrzebne odświeżenie postaci córki prezydenta.
Zanim zaczniemy, ostrzeżenie: tekst zawiera spoilery z gry Resident Evil 4.
Typowa dama w opałach
Ashley Graham to córka prezydenta Stanów Zjednoczonych, którą, w sobie tylko znanym celu, porwała tajemnicza sekta Los Illuminados. Na Leona S. Kennedy’ego, jako najbardziej zaufanego agenta głowy państwa, spada zadanie uratowania jej. Tak z grubsza można opisać główną oś fabularną czwartego Residenta. Gramy przystojnym, dobrze zbudowanym i niesamowicie sprawnym fizycznie mężczyzną, a naszym celem jest uratowanie atrakcyjnej, młodziutkiej i niespecjalnie silnej dziewczyny.
Źródło: Capcom
Brzmi znajomo? Powinno, wszak Ashley to podręcznikowy wręcz przykład tzw. damy w opałach (Kasika zresztą o niej wspomniała podczas analizy tego motywu). Pierwszy raz spotykamy ją w kościele na obrzeżach wioski. Siedzi bezradnie, czekając na ratunek. W zestawieniu chociażby z inną znaną postacią z serii, Adą Wong, sprawia wręcz wrażenie przerażonego dziecka, kurczowo trzymającego się ręki opiekuna (w tym przypadku Leona).
I nie ma w tym nic złego, naprawdę. Nie każda postać musi być zaprawionym w bojach twardzielem biegłym w trzydziestu sztukach walki i odpornym na każdą istniejącą traumę. Uważam, że oryginalna postać Ashley nie była okropna, a jedynie niedopracowana, przez co duża część społeczności potraktowała ją w sposób skrajnie niesprawiedliwy.
Dramat w trzech aktach
Rzućmy zatem okiem na Ashley z oryginalnej wersji Resident Evil 4 z 2005 roku. Co takiego sprawia, że określenie „dama w opałach” pasuje do niej jak ulał?
Dziewczyna nie ma w grze żadnych możliwości obrony. Nie posiada noża czy broni palnej, samoobrony też nigdy się nie nauczyła. Jest więc całkowicie zdana na Leona. Samo to jednak pewnie aż tak by nie przeszkadzało, gdyby nie jej wyjątkowo głośne krzyki („Leoooooon, help!” prześladowało w snach niejednego gracza i graczkę). Nie mogła nawet sama schodzić po drabinach i agent za każdym razem musiał w długaśnej sekwencji łapać ją w ramiona i stawiać na ziemi.
Źródło: Capcom
Również AI Ashley nie należało do wybitnych już w momencie premiery, a teraz prezentuje się momentami wręcz komicznie. Zdecydowanie największym problemem było jej blokowanie się w przejściach czy nieumiejętność przeskoczenia krótkich przepaści. Często wchodziła też Leonowi w drogę podczas walki, co frustrowało sporą część graczy i graczek.
Jednak to, co zdecydowanie najbardziej kłuje w oczy, to nadmierna seksualizacja Ashley. Niektóre zachowania mogły wręcz przyprawiać o mdłości i mimowolne przewrócenie oczami. Przykładowo, gdy dziewczyna czekała na nas u szczytu drabiny, Leon mógł spróbować zajrzeć pod jej spódniczkę… co skutkowało piskiem niezadowolenia i nazwaniem nas (słusznie zresztą) zboczeńcem.
Nie można też pominąć niesławnej linii dialogowej Luisa Sery, że „prezydent wyposażył swoją córkę w odpowiednią balistykę”. Tutaj chciałabym podzielić się małą ciekawostką – w oryginalnej wersji językowej nie było tej wypowiedzi i dodanie jej to wyłącznie fanaberia osób odpowiedzialnych za angielskie tłumaczenie.
Czy naprawdę było aż tak źle?
Nie da się ukryć, że dwa ostatnie przykłady są, delikatnie mówiąc, nie na miejscu. Mniej delikatnie – to seksizm w czystej postaci. Dlatego właśnie spora część społeczności oczekuje od Capcomu, że Remake będzie pod tym względem znacznie poprawiony.
Mają całkowitą rację. Jednak w tym zatrzęsieniu negatywnych aspektów warto pamiętać, że Ashley w oryginale miała sporo momentów, które pozwalały spojrzeć na nią nie tylko przez toksyczny pryzmat bezbronnej, bezużytecznej dziewczyny do pilnowania. Potrafiła szybko schylić się, by zejść z linii ognia czy rzucać w wybranych wrogów lampami. To właśnie ona odważyła się poprowadzić buldożer, by umożliwić Leonowi pozbycie się przeciwników.
Źródło: Capcom
W wielu scenach widać również było przebłyski jej zaciętego charakteru. Potrafiła krótko i dosadnie odpowiedzieć Luisowi, nie bała się też wdać w pyskówkę z czarnymi charakterami gry. Na uwagę zasługuje też jej ostatnia rozmowa z Leonem, w której zapytała go, czy nie chciałby wrócić z nią do domu na trochę „nadgodzin”. Tak, to infantylny tekst, a agent oczywiście od razu odmówił, jednak należy zwrócić uwagę na sporą pewność siebie i odwagę. Jak sama kwituje swoją propozycję: „Nie zaszkodzi zapytać, prawda?”.
Na szczęście, będzie tylko lepiej
Na razie wszystkie doniesienia na temat Resident Evil 4 Remake napawają optymizmem. Japończycy doskonale odczytali pragnienia społeczności i zadbali o pozbycie się tych wątpliwej jakości fragmentów rozgrywki. Można wręcz powiedzieć, że postać Ashley została znacznie ulepszona – zarówno pod względem wyglądu, jak i charakteru.
Źródło: Capcom
To już nie jest ta sama studentka co w 2005 roku. Dobrze radzi sobie z drabinami, a jedyny raz, gdy musimy jej pomóc, to swego rodzaju hołd dla oryginału. Nie piszczy, nie irytuje, ma instynkt samozachowawczy. Idzie to oczywiście w parze z tym, co od początku obiecywał Capcom – więcej realizmu równa się naturalniejsza, bardziej wiarygodna protagonistka.
Po zwiastunach i fragmentach rozgrywki widać też, że twórcy postanowili uporać się z kontrowersyjnymi momentami. Balistyka zniknęła, a Ashley dostała dużo lepszy strój, niepozwalający na tak duże jej seksualizowanie. Jak na razie wygląda to wszystko pięknie… podejrzanie wręcz pięknie.
Źródło: Capcom
Tak więc, Capcom – liczymy na Was! Pokażcie nam Ashley Graham taką, jaka od początku powinna być. Dajcie jej własny, silny głos i odwagę, by wspierać Leona w tej niemożliwej wręcz przygodzie. Tym bardziej, że dziewczyna musi pokonać nie jeden, a dwa stereotypy – damę w opałach i bogate, uprzywilejowane dziecko. Mam szczerą nadzieję, że z obu tych pojedynków wyjdzie zwycięsko.