Na morza dnie. Dave the Diver – recenzja gry

Grafika z gry Dave the Diver przedstawiająca mężczyznę w stroju nurka siedzącego w kapsule ratunkowej

Czy gra oparta na łowieniu ryb i prowadzeniu restauracji z sushi może przyciągnąć do ekranu na długie godziny? Moja recenzja Dave the Diver spróbuje odpowiedzieć na to pytanie.

Z pewnością ta produkcja z uroczym nurkiem w roli głównej obiła się Wam o uszy. Dave the Diver w tamtym roku szturmem podbił rynek, zbierając świetne oceny, nagrodę na Steam Awards 2023 oraz notując imponujące wyniki sprzedaży. Za projekt odpowiedzialne jest studio Mintrocket, dla którego jest to jak na razie pierwsza produkcja. W grze wcielamy się w tytułowego Dave’a, który oprócz nurkowania zajmie się także prowadzeniem restauracji z sushi, pomaganiem lokalnemu naukowcowi, hodowlą ryb i roślin oraz innymi ciekawymi rzeczami. Całość utrzymana jest w pikselowej oprawie, a dramatyczność cutscenek przywodzi na myśl sceny z anime. Brzmi to jak bardzo ciekawa mieszanka, ale czy ta produkcja naprawdę jest tak dobra, jak mówią? Jeśli zastanawialiście się, czy Dave the Diver zasługuje na te wszystkie pochwały, to ta recenzja jest dla Was .

 

Niełatwa sztuka łapania ryb

Skupmy się najpierw na tytułowym zadaniu protagonisty, czyli nurkowaniu. To, jak głęboko możemy się zanurzyć, zależy od jakości sprzętu. Na początku więc będziemy nurkować płytko i zostawać pod wodą przez bardzo ograniczony czas. Zawsze musimy mieć na oku poziom tlenu. Ten spada szybciej, kiedy przyspieszymy nasze ruchy lub oberwiemy od wrogo nastawionych istot. Co ciekawe, jeśli prawie się udusimy, wrócimy awaryjnie na łódkę, ale będziemy mogli zabrać ze sobą jeden znaleziony pod wodą przedmiot. Spodobało mi się to rozwiązanie. Wciąż czuć powagę sytuacji, ale przegrana nie jest tak dotkliwa, jak mogłaby być.

Ryby z kolei łowimy dzięki harpunowi, którym należy wycelować w podwodnego delikwenta. Niektóre okazy są wyjątkowo uparte i aby je złapać, należy również wykonać krótką minigierkę. Inne podwodne istoty nie poddadzą się bez walki. Albo po prostu nas zaatakują niesprowokowane. Nie wiem, może się krzywo na nie spojrzeliśmy spod okularów pływackich. Na szczęście nie musimy być bezbronni, gdyż gra oferuje szeroki arsenał oręża, począwszy od wodoodpornych karabinów przez broń białą na bombach i pułapkach kończąc. To wszystko sprawia, że mechanika łowienia jest tutaj naprawdę ciekawa i nietuzinkowa. Czasem tylko mocujemy się z harpunem, czyhając na bardziej płochliwe okazy, a kiedy indziej możemy poczuć się jak główny bohater powieści Moby Dick użerający się z wyjątkowo złośliwym i agresywnym osobnikiem. Nawet nie wiecie, jaką mam spinę w tej grze z barrakudami albo skrzydlicami.

Recenzja Dave the Diver - obrazek przedstawiajacy nurka chwytającego rybę na harpun

 

Podwodne skarby

Pod wodą zbieramy nie tylko ryby, ale i przeróżne przedmioty. W zatopionych garncach znajdziemy składniki do potraw (sos sojowy, majonez czy przyprawy), a w skrzyniach – nowe bronie lub przedmioty. Jeśli spadnie nam poziom tlenu, możemy poratować się znalezioną butlą, a do niektórych przepisów przydadzą się glony czy trawa morska.

Warto dodać, że praktycznie zawsze wskakujemy do wody z tego samego miejsca i tak samo nie zmienia się rozkład większości przedmiotów. A przynajmniej podczas wykonywania głównej misji. Dzięki temu możemy zaplanować nasze podwodne eskapady: tutaj jest butla z tlenem, tam znajdę dodatkową amunicję, a w tej jaskini powinny pływać tuńczyki. Twórcy też świetnie poradzili sobie z kwestią realizmu. Postacie czasem wspominają, że miejsce, w którym nurkujemy, jest przyrodniczym ewenementem, bo można tam znaleźć gatunki ryb z całego świata. Sprytne rozwiązanie.

Recenzja Dave the Diver - obrazek przedstawiajacy listę złapanych ryb

 

Co najmniej trzy gwiazdki Michelin

Wieczorem zabieramy złowione rzeczy do restauracji. I wtedy poznajemy drugi filar rozgrywki. Głównemu bohaterowi przypadnie rola kelnera, gdyż gotowaniem zajmuje się nieco ekscentryczny szef kuchni Bancho. Na samym początku jest dosyć trudno – biegamy z talerzami, polewamy klientom herbaty czy piwa (kolejna minigierka), pilnujemy ilości wasabi, które należy zetrzeć co jakiś czas, oraz sprzątamy stoliki. Sporo do zrobienia, ale gra wychodzi nam naprzeciw, upraszczając większość mechanik. Przykładowo nigdy nie podamy klientowi innego dania niż zamawiał, bo po prostu jest to niemożliwe.

Z czasem rozwiniemy naszą knajpę i praca stanie się lżejsza. Poza Dave’em i Bancho na sali mogą pracować maksymalnie cztery dodatkowe osoby – dwie przy gotowaniu i dwie jako kelnerzy. Pracowników możemy wymieniać na stanowiskach oraz szkolić, aby otrzymali kolejne przydatne umiejętności. Przeciętny wieczór w restauracji wygląda tak: wybieramy menu, ewentualnie researchujemy nowe potrawy, dobieramy personel i działamy. Należy czujnie obserwować klientów, bo ci zdenerwują się i wyjdą z knajpy, jeśli spóźnimy się z ich daniem. A taka sytuacja z pewnością źle wpłynie na naszą ocenę w mediach społecznościowych. Bowiem w rozwoju restauracji pomagają również obserwatorzy czy pozytywne opinie wystawiane na tzw. Cooksta. Swoją drogą tutejszy odpowiednik Instagrama to niejedyna aplikacja, którą Dave ma na swoim smartfonie.

 

Człowiek wielu talentów

Dzięki telefonowi protagonista ma dostęp do przeróżnych innych mechanik. Większość aplikacji związanych jest z konkretnymi postaciami. Ktoś poprosi nas o robienie zdjęć podmorskim istotom, inna osoba z kolei o zbieranie muszelek i rozgwiazd do badań. Tam znajdziemy mechaniki związane z ulepszaniem naszego ekwipunku. Przykładowo w apce iDiver kupimy lepszy kombinezon do nurkowania czy bardziej pojemną butlę z tlenem, a łącząc się z naszym kumplem Duffem, poprosimy go o wycraftowanie silniejszej broni. Jednym słowem, w smartfonie znajdziemy wszystko, czego potrzebujemy. Bardzo ułatwia i uprzyjemnia to rozgrywkę, zwłaszcza, że ta produkcja pęka w szwach od różnorodnych mechanik. Gdyby tak zacząć wymieniać i omówić wszystko, co oferuje Dave The Diver, to ta recenzja byłaby z trzy razy dłuższa.

Na szczęście ten ogrom możliwości nie przytłacza. Wręcz przeciwnie – ta gra potrafi dawkować kontent i odsłania swoje karty nieśpiesznie. Dlatego mamy czas na opanowanie poprzednich zdolności, ale nie zdążymy się znudzić, gdyż już na horyzoncie czeka coś nowego. Mam wrażenie, że w Dave The Diver nieustannie się coś dzieje – dostajemy zlecenie na zdjęcie, przygotowujemy dania na wizytę gościa VIP albo tematyczną imprezę, czy wykonujemy kolejną misje dla naszych przyjaciół. To sprawia, że produkcja wciąga na długie godziny, bo człowiek sobie tylko co chwilę powtarza „okej, złapię tę jedną rzadką rybę i idę spać, obiecuję!” i oczywiście z jednej ryby się robi dziesięć, a czas leci niezauważalnie.

 

Zew morza

Warto jednak wspomnieć, że Dave The Diver przypadł mi do gustu nie tylko dzięki bardzo przyjemnemu gameplayowi. Mianowicie w tle tego całego nurkowania i gotowania mamy całkiem ciekawą fabułę.  Postaram się nie zdradzić tutaj za wiele, ale dla kontekstu przedstawię chociaż zarys historii.

Pewnego dnia Dave poproszony jest o pomoc przez lokalnego archeologa. Naukowiec pragnie odnaleźć starożytną cywilizację Ludzi morza (Sea People), którzy niczym syreny mają żyć na dnie oceanu. Szybko się okazuje, że teorie archeologa się sprawdziły, bo rzeczywiście napotykamy mieszkańców głębin. Po rozmowie z ich władcą okazuje się, że coś niedobrego dzieje się z ekosystemem – coś, co może być końcem zarówno cywilizacji podmorskiej, jak i naziemnej. Oczywiście Dave podejmie się heroicznej próby ocalenia świata.

 

Wielkie potwory i słodkie zwierzaki 

Nie będzie to jednak proste zadanie, ponieważ los ciągle rzuca nam kłody pod nogi. Stoczymy walki zarówno z podmorskimi potworami, jak i wyjątkowo upartymi ekologami (którzy swoją drogą wcale nie mają tak szlachetnych zamiarów, jak mówią). Będziemy wykonywać przeróżne misje dla Ludzi morza, aby zdobyć ich zaufanie, czy przedzierać się przez podmorskie jaskinie pełne nieumarłych.

Co ciekawe, w tej grze nie brakuje także prostych zagadek logicznych. Ot, czasem musimy pociągnąć za odpowiednią dźwignię albo ułożyć kamienie w konkretny wzór. Z kolei inne misje są bardzo urocze, zwłaszcza te, w których ratujemy zwierzęta. Kiedy mały manat się zgubi, należy go znaleźć, pogłaskać, aby się uspokoił i upewnić się, że żaden morski agresor nie zrobi mu krzywdy w drodze powrotnej. Dave the Diver oferuje tyle ciekawych, zapadających w pamięć momentów, że trudno zliczyć je wszystkie.

Poza tym bardzo spodobał mi się wątek ze starożytną cywilizacją. Podwodną wioskę Ludzi morza możemy swobodnie odwiedzać i nawiązywać relacje z jej mieszkańcami. Otworzymy tam farmę wodorostów czy weźmiemy udział w wyścigach koników morskich. To kolejna ciekawa lokacja, ubarwiająca rozgrywkę. Ponadto tam za taksówkę robi beluga, co moim zdaniem jest bardzo urocze i zabawne.

 

Może deser?

Gdyby jeszcze tego było mało, do gry pobierzecie dwa darmowe rozszerzenia. Dzięki pierwszemu w wodzie natrafimy na pewnego atomowego jaszczura. Czeka nas nie tylko spotkanie oko w oko z Godzillą, ale i walka z innym kaiju. Ponadto DLC dodaje kolejne znajdźki w postaci figurek potworów pochodzących z różnych filmów związanych z klasycznymi potworami. Myślę, że to świetna gratka dla fanów takich postaci jak Mothra, King Kong czy Mechagodzilla.

Recenzja Dave the Diver - obrazek przedstawiający walkę Godzilli i Ebiry

Drugie rozszerzenie ucieszyło mnie jeszcze bardziej, bo oferuje kontent z gry Dredge, której moją recenzję znajdziecie na naszym portalu. Myślę, że twórcy świetnie połączyli ze sobą elementy tych dwóch produkcji. Dzięki temu dodatkowi Dave może łapać przedziwne, zmutowane ryby, a restaurację odwiedzają tajemnicze, zakapturzone postacie domagające się nowych potraw. Osobiście najbardziej zdziwiło mnie to, że nurkowanie obok tych przedziwnych morskich stworów jest mniej straszne niż łowienie ich z kutra jak w Dredge. Ale może to dlatego, że jako Dave zawsze możemy przyłożyć agresorowi z harpuna. Uważam, że warto zainstalować oba DLC, nawet jeśli ich tematyka nie jest Wam jakoś bardzo bliska. Po prostu dodają mnóstwo dobrej zabawy.

 

Bogato, ale bez zbędnego przepychu, czyli finalne wrażenia z gry Dave the Diver

Osobiście uważam, że Dave the Diver w pełni zasłużył sobie na te wszystkie pochwały. Gameplay daje mnóstwo frajdy, a warstwa fabularna oferuje sympatyczne postacie, zabawne i przerysowane sceny oraz bardziej wzruszające momenty. Pikselowa oprawa graficzna jest przyjemna dla oka, pływanie wśród starannie zanimowanej morskiej fauny to czysta przyjemność. Muszę dodatkowo docenić ścieżkę dźwiękową, ponieważ większość utworów idealnie wpasowuje się w atmosferę i dodaje immersji.

Oczywiście nie jest to produkcja bez żadnych wad. Czasami mierziły mnie niemiłe uwagi na temat tuszy głównego bohatera wypowiadane przez inne postacie. Totalnie nie pasowało mi to do tej uroczej, cozy atmosfery całości. Poza tym przyznam, że czasem rozgrywka wydawała mi się nieco powolna. Nawet pływanie w najpiękniejszym oceanie może się kiedyś trochę znudzić. Jednakże wciąż uważam, że Dave the Diver to tytuł świetny i jeśli nadal się wahaliście, to mam nadzieję, że ta recenzja zachęciła Was do gry.

Scroll to Top
Verified by MonsterInsights