Honorowe pożegnanie od Sony. Ghost of Tsushima – recenzja gry

Ghost of tsushima logo

Ghost of Tsushima to ostatni tytuł od Sony na konsolę czwartej generacji, który aż kipi od japońskiego klimatu. Czy podbił i moje serce?

Ghost of Tsushima okazał się wielkim sukcesem pomimo braku szumnej promocji. Poniekąd z powodu bycia ostatnim ekskluzywnym tytułem na PlayStation 4, ale nade wszystko przyczyną jest dobrze napisana fabuła oraz szereg dodanych przez twórców smaczków, które spodobały się  użytkownikom na tyle, że ta pozycja ubiega się o tytuł najlepszej gry tego roku.

Duchem Tsushimy albo, jak mówi spolszczenie, Cuszimy jest Jin Sakai. Ostatni przedstawiciel klanu Sakaich, który miał nieszczęście żyć w czasach, kiedy to ambicje Kubilaj-chana, mongolskiego władcy i wnuka Czyngis-chana, zahaczały aż o Japonię.

Brzmi znajomo?

Jeśli uważaliście na lekcjach historii, to z pewnością pamiętacie, że w XIII wieku n.e. Mongołowie rzeczywiście próbowali podbić Japonię, a jedną z pierwszych przeszkód na ich drodze była tytułowa Tsushima. Muszę przyznać, że trzon fabularny oparty na prawdziwych wątkach historycznych był najlepszym krokiem, jaki studio mogło w tym przypadku podjąć. Skoro fabuła oparta jest na prawdziwych wątkach historycznych, twórcy prawie nie mieli miejsca na zostawienie jakichkolwiek luk, a te, które faktycznie istnieją, nie psują zabawy i w miarę szybko się o nich zapomina. O ile się je w ogóle zauważyło. Do tego wszystko jest okraszone motywem zemsty, który jest na tyle dobrze zrealizowany, że gracz w pełni rozumie motywacje bohatera i potrafi się z nim utożsamić. Nie ma tutaj miejsca na moralne dylematy, od samego początku wiemy, kto jest wrogiem i dlaczego chcemy jego śmierci.
 


 

Główny bohater, Jin, nabiera kolorów wraz z rozwojem akcji. Na początku poznajemy go jako honorowego członka klanu, który wzdraga się przed używaniem niechlubnych metod w walce. Dopiero z czasem przekonuje się, że wojna nie wygląda jak w pieśniach i balladach oraz że wrogie wojska nie powstrzymają się przed użyciem wszystkich dostępnych środków, które zapewnią im zwycięstwo – jakkolwiek okrutne by one były. Dlatego też możemy zaobserwować, jak Jin ewoluuje i jaktoczy wewnętrzną walkę pomiędzy wpajanym mu od dzieciństwa honorema koniecznościąnieczystej walki, która może pomóc ocalić niewinnych mieszkańców wyspy.


 

Emocje na każdym rogu!

Oprócz dobrze skonstruowanej fabuły mamy też do czynienia ze świetnie napisanymi historiami pobocznymi, które owszem, można pominąć, ale są na tyle ważne względem postaci drugo- i trzecioplanowych, że zignorowanie ich byłoby niewybaczalnym błędem. Mają w większości głęboki przekaz, dzięki któremu towarzysze Jina nie są pustymi wydmuszkami, a pełnoprawnymi bohaterami opowieści, z którymi chcemy walczyć ramię w ramię i którym chcemy pomóc, kiedy nas o coś poproszą. Do tej pory pamiętam poruszające i napędzane chęcią mordu zadanie z klanem Adachich oraz bardziej komediowe, (nie)miłe wspomnienie smrodu beczki po sake.


 

Dostępne są także zwyczajne questy typu ocal wioskę przed bandytami czy zbierz pożywienie dla głodujących uchodźców. Nie są one może aż tak ciekawe, ale dzięki przyjemnemu systemowi walki i eksploracji przez dłuższy czas ma się ochotę je wykonywać. Samo pokonywanie hasających po lasach Mongołów jest szczególnie zajmujące z uwagi na dwie ścieżki umiejętności, które możemy dowolnie rozwijać. Są to ścieżki Samuraja i Ducha. Pierwsza, jak można się domyślić, oznacza otwartą walkę, która do najłatwiejszych nie należy, zwłaszcza jeśli walczymy z całym wrogim obozem. Ciekawym urozmaiceniem współpracującym z tym stylem jest „Prowokacja”. Otóż za każdym razem, kiedy zbliżamy się do nieprzyjaznego oddziału, mamy możliwość sprowokowania go. Dzięki tej sztuce jesteśmy w stanie pozbyć się nawet do pięciu przeciwników w pierwszej minucie walki. Wystarczy do tego tylko dobre oko oraz szybki refleks. Drugą ścieżką jest działalność skrytobójcza. Mamy wtedy do dyspozycji trochę inny wachlarz umiejętności. Trzeba zaznaczyć, że drogi nie blokują siebie nawzajem, więc jeżeli mamy odpowiednią ilość punktów doświadczenia, jesteśmy w stanie odblokować wszystkie umiejętności dostępne w drzewkach. Ciekawostką jest zachowanie Mongołów: jeśli preferujemy ukrywanie się w trawie i atakowanie niczego nieświadomych ofiar, z czasem zaczną się orientować w sytuacji. Od tej pory będą starać się chodzić co najmniej we dwie osoby na patrol oraz utrzymywać ze sobą kontakt wzrokowy, żeby uniknąć śmierci z rąk Ducha. Ciekawe urozmaicenie, nieprawdaż?


 

Barwy, które kolorowy niesie wiatr

Oczywiście nie można nie wspomnieć o wykreowanym świecie, który nieco różni się od tych znanych nam do tej pory. Podstawową różnicą jest minimapa – a raczej jej brak. Zamiast niej do oznaczonych celów prowadzi nas… wiatr. Zaskoczeni? Nie tylko Wy. Ale po głębokim namyśle muszę przyznać, że jest to bardzo intuicyjne rozwiązanie. Dzięki temu gracz nie biega z nosem przy samej ziemi, szukając znacznika wskazującego drogę, a obserwuje kierunek wiatru i może przy tym podziwiać krajobrazy, które momentami zapierają dech w piersiach. A jest ich wiele i są na tyle różnorodne, że nie nudzą się, ani przez sekundę trwania gry. Droga prowadzi nas od złocistych lasów, gdzie jesień panuje w pełnej krasie, aż po ośnieżone szczyty, gdzie można zamarznąć, jeśli nie rozpali się ogniska na czas. Do tego dochodzi eksploracja. Możemy sami szukać każdego uzdrawiającego źródła czy bambusowego stojaka sprawdzającego nasze obeznanie się z przyciskami na padzie, albo po prostu wsłuchać się w otoczenie podczas podróży i szukać złotego ptaka, który do owych miejsc nas zaprowadzi. Warto także szukać lisich nor, które pomogą nam znaleźć legendarne kapliczki Inari. Przy szukaniu artefaktów i wszelakich innych znajdziek przydaje się Ubranie Wędrowca, które uprzedza nas, że znajdujemy się blisko poszukiwanego przedmiotu.


 

Zabijaj jak samuraj, by kąpać się w słońcu

Przedstawiłam już większość zalet, więc mogę teraz wspomnieć o wadach, których jest zresztą niewiele. Jedną z nich jest dawanie nam nadziei wpływu na fabułę. Złapałam się na tym, że podążając ścieżką Samuraja, chcę, aby Jin tak właśnie zachowywał się w najważniejszych dla historii momentach. Niestety to, jaką ścieżkę wybierzemy, nie ma wpływu na fabułę, co z kolei daje nam możliwość dowolnego kształtowania postaci i kreatywnego pozbywania się dziesiątek wrogów. Ale nie można powiedzieć, że styl gry nie oddziałuje na świat, bowiem jeżeli chcemy mieć czyste niebo i ładne słońce, to warto się powstrzymać od skrytobójczych zapędów, ponieważ nasze działania wpływają na otaczającą nas pogodę. W skrócie: zabijasz po kryjomu – świat płacze nad twoim niehonorowym postępowaniem. Zabijasz jak samuraj –możesz cieszyć się promieniami słońca na twarzy po dobrej walce. Kolejnym mankamentem jest fakt, że gra ma dostosowany ruch ust do angielskiej wersji językowej. W mojej opinii twórcy mogli wykazać się inicjatywą i przygotować grę całkowicie pod język japoński. Na szczęście możliwy jest wybór dubbingu w japońskiej wersji, a brak synchronizacji po pewnym czasie przestaje być irytujący i nawet można momentami go nie zauważać.

Są jeszcze małe nieścisłości, które lekko podniosą ciśnienie osobom znającym japońską kulturę na wylot, tyle że jest to już czepianie się na siłę, a nie o to w tej recenzji chodzi. Ghost of Tsushima jest lekko inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, przez co tworzące ją studio miało duże pole do popisu. I można śmiało powiedzieć, że je w pełni wykorzystało. Otrzymaliśmy godne zakończenie tej generacji konsol, które oferuje nam długie godziny zabawy i przypadnie do gustu zarówno miłośnikom wschodniej kultury, jak i zwyczajnym zjadaczom chleba, dla których będzie to pierwsze spotkanie z kataną.


 

Ghost of Tsushima to jednoosobowa gra akcji od studia Sucker Punch Productions (odpowiedzialnego m.in. za inFAMOUS) osadzona w czasach ekspansji Mongołów w 1274 roku. Została wydana 17 lipca 2020 roku na PlayStation 4 jako ostatni ekskluzywny tytuł od Sony na tę konsolę. 16 października 2020 zostało dodane darmowe DLC w trybie wieloosobowym. W grę można zagrać w języku angielskim, polskim i japońskim dubbingiem oraz z napisami.

Redaktorka: Izabella “Neko” Kremer 

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top