Przezabawne anachronizmy i słodki, bajkowy świat. Immortals Fenyx Rising – recenzja gry

Immortals Fenyx Rising screen recenzja – Fenyx stoi na wysokim klifie

Jeśli po Immortals Fenyx Rising spodziewaliście się śmiertelnie poważnej pozycji typu Assassin’s Creed, ta recenzja pokaże Wam, jak bardzo się myliliście.

Grę stworzyli deweloperzy z Ubisoftu, ci sami, którzy byli odpowiedzialni za Assassin’s Creed Odyssey (które też recenzowałam). Jeśli chodzi o fabułę, opiera się ona na micie o Tyfonie. Tytułowa protagonistka – Fenyx – jest zapomnianą heroską. Greccy bogowie zostali osłabieni przez Tyfona, przerażającego tytana, który mści się na nich za to, że zamknęli jego rodzeństwo w Tartarze. Fenyx musi je uratować. Żeby to zrobić, szuka tak zwanej esencji każdego z nich. Każdy bóg w Immortals Fenyx Rising jest osłabiony w inny, pomysłowy sposób, jednak ta recenzja nie powie Wam szczegółów, bo to zbyt zabawne i ciekawe, żeby dowiedzieć się tego ze spoilerów.

Zeus jak wujek – samozwańczy mistrz ciętej riposty

Ciekawym pomysłem na objaśnianie graczowi wszystkich imperatywów narracyjnych jest osoba narratora. A raczej dwóch narratorów – bo z tak zwanego offu przemawia do nas Prometeusz opowiadający historię Fenyx w czasie rzeczywistym (na przykład gdy wchodzimy do jakiejś starej budowli, on opowiada, co to jest za miejsce). Czasem swoje trzy grosze wrzuca też Zeus. Wynikają z tego śmieszne sytuacje, bo Zeus, no cóż… Naprawdę mało wie o życiu.

Czasem jego żarty wydają się wymyślane trochę na siłę, jednak mi podoba się ich specyficzna anachroniczność. W jednym miejscu narzeka na proces uwierzytelniania dokumentów w archiwach, w innym ubolewa głośno, że Atena nie opatentowała windy, chociaż przecież mogłaby ją wymyślić. Zeus jest trochę rozpuszczonym, znudzonym dzieckiem, a trochę typowym wujkiem, który zawsze musi rzucić jakąś pseudobłyskotliwą ripostę. Może to i prosty sposób na wprowadzenie humoru do gry, natomiast jeśli o mnie chodzi – działa doskonale!

Gramy z perspektywy trzeciej osoby i mamy dość dużą swobodę w poruszaniu się po ogromnym otwartym świecie. Najlepiej jest najpierw znaleźć wysokie punkty widokowe, z których możemy się rozejrzeć po okolicy, zobaczyć lokacje i ewentualne zadania. Jeśli okaże się, że próbujemy wejść do miejsca, które jest zbyt ambitne na nasz obecny poziom, odstraszą nas wyjątkowo rozwinięci przeciwnicy… Lub po prostu zginiemy i będzie trzeba wczytać zapis.

Trochę Zelda, trochę Kasandra

Podobieństwa do Assassin’s Creed Odyssey są uderzające: łatwe wspinanie się zakrawające na asasyński freerun, tryb trochę podobny do sokoła (można odkryć i zaznaczyć sobie skrzynie ze skarbami i tym podobne rzeczy), a nawet zapisywanie przez dłuższe przytrzymanie lewego przycisku myszy. Co prawda zakładka ekwipunku wydaje się mocno uproszczona, nie mamy też osobnej karty na zadania, tylko wczytujemy je z mapy, no i możemy spersonalizować sobie postać, ale ogólny vibe Assassin’s Creed jest odczuwalny. Przy podobieństwach nie mówię już nawet o tematyce – przecież Immortals Fenyx Rising też dzieje się w starożytnej Grecji, gdyby tak nie było, ta recenzja pewnie by nie powstała, bo po grę bym nie sięgnęła. To naprawdę ważny dla mnie czynnik przy wyborze. Jednak akurat podobieństwo czasu historycznego jest mniej odczuwalne ze względu na to, że gra traktuje samą siebie zupełnie inaczej niż asasyńska seria. Tamta jest bardzo poważna (żeby nie powiedzieć: pompatyczna) i zazwyczaj (oczywiście z drobnymi wyjątkami) traktuje zarówno siebie, jak i swoich bohaterów śmiertelnie poważnie. W Immortals Fenyx Rising jest zupełnie inaczej – a to dzięki komentarzom narratorów i specyficznemu charakterowi głównej bohaterki lub bohatera, w zależności od naszego wyboru na początku gry. Co tu dużo mówić – Fenyx jest skrajnie infantylna.

Na samym początku fabuły dowiadujemy się, że przypłynęła na wyspę szukać przygód. Zawiązanie akcji jest takie, że jej ukochanego brata i całą załogę zmieniono w kamień. Ona musi zrobić coś, żeby ich uratować… Jest zdruzgotana… Co nie przeszkadza jej bawić się przednio, gdy poznaje po kolei najsławniejszych greckich bogów i zgrywa heroskę. Muszę tu jednak przyznać twórcom, że dysonans poznawczy wzbudzany przez te dziury narracyjne nie jest zbyt duży – o ile, oczywiście, przyjmiemy do wiadomości specyficzną, dostosowaną do młodszego odbiorcy poetykę gry, i pogodzimy się z nią.

Tak naprawdę wszystko, łącznie z niektórymi zakładkami w menu, jest uproszczone i nie do końca serio. Zeus mizogin rozprawiający o swoich podbojach miłosnych? Proszę bardzo! Protagonistka ma pamięć złotej rybki? Jak najbardziej! Bogowie są z jednej strony nie do pokonania, a z drugiej – w zabawny sposób nieporadni? Jeszcze jak! Gra, jak już wspomniałam, ma być przystosowana do młodszego odbiorcy, jednak ze względu na seksualno-seksistowskie żarciki Zeusa komentującego opowieść byłabym skłonna z tym polemizować.

Niektórzy porównują Immortals Fenyx Rising również do The Legend of Zelda: Breath of the Wild – ze względu na podobieństwa w sposobie poruszania się po otwartym, bajkowym świecie, możliwość szybowania na doczepianych skrzydłach czy liczne wyzwania zręcznościowo-logiczne. Wizualnie faktycznie wydaje się to uzasadnione porównanie, lecz zaznaczam, że w Zeldę nie grałam, więc nie mam zdania.

W mechanice niewiele nowości… ale jednak

Fenyx ma czerwony pasek życia oraz niebieski pasek wytrzymałości – ta spada podczas wspinaczki, biegu, szybowania, a także skakania. Podczas dynamicznej walki można dokonywać krótkich zrywów lub szybować wokół wroga i zadawać ciosy. To też zabiera część paska wytrzymałości.

Niebieski pasek jest naprawdę ciekawym zabiegiem. Skończyły się czasy naciskania dwóch klawiszy i wspinaczki nawet bez patrzenia. Trzeba kontrolować poziom wytrzymałości, bo jeśli w połowie wielkiej góry wytrzymałość się skończy – Fenyx po prostu spadnie. Podobnie jest z pływaniem, szczególnie na początku gry trzeba bardzo pilnować niebieskiego paska. Oczywiście prócz odpoczynku na płaskim terenie są inne sposoby na odnawianie go – niebieskie grzybki i zrobiony z nich takiż eliksir.

Można też powiększać maksymalną ilość życia i wytrzymałości – trzeba tylko zebrać odpowiednie surowce. Dodatkowo bogowie w zamian za pomoc oferują nam swoje błogosławieństwa, czyli dodatkowe umiejętności, których nasza postać się uczy. Mamy też do dyspozycji różne zdolności specjalne, można je wykupywać za obole Charona (możemy je znaleźć i zdobyć w świecie gry). Tych wszystkich ulepszeń dokonujemy na Olimpie, w tym wydaniu dosyć specyficznym, który we wskazówkach nazwany jest spa dla bogów. Czy wspominałam, jak zabawna czasem jest anachroniczność tej gry?

Pisałam o podobieństwach gry do Assassin’s Creed, ale nie wspomniałam jeszcze, że niektórzy twierdzą, iż jest to skrzyżowanie asasynów z grami z cyklu Portal. Trudno mi się do tego odnieść, bo sama w Portal ani Portal 2 nie grałam (czytałam tylko recenzję, którą mogę polecić). Jednak potwierdzam, że zarówno zagadki logiczne, jak i zręcznościowe (przede wszystkim te drugie!) są niezwykle wymagające – i to niezależnie od wybranego poziomu trudności rozgrywki. I tak, mimo wybrania niskiego poziomu trudności, musimy wpaść na rozwiązanie, które za każdym razem będzie troszkę inne – a to trzeba obciążyć podium specjalnym klockiem (można też szukać podobnych rozmiarowo kamieni), a to wypuścić zdalnie sterowaną strzałę i najpierw ją podpalić, przelatując przez pochodnię, a potem przeszyć kilka specjalnych obręczy…

Z kolei w czeluściach Tartaru, do których wejścia są rozsiane po całym świecie, czekają na nas zagadki bardziej zręcznościowe, co oczywiście nie wyklucza konieczności logicznego myślenia. Czasem to jest przystanięcie i zastanowienie się nad planszą, którą trzeba tak zmodyfikować, żeby ciężka kula wyskakująca z jednej jej strony po pociągnięciu przez nas specjalnej wajchy dotarła do specjalnego miejsca po drugiej stronie planszy, dzięki czemu coś odblokuje. Czasem trzeba użyć specjalnej zdolności przyciągania różnych rzeczy do siebie i rzucania nimi (oj, cela to trzeba sobie dopiero wyrobić), innym razem wystarczy rozwalić jakąś wieżę i w rezultacie odsłonić przejście.

Czeluści Tartaru to odrębne plansze. Każda jest spójnie połączona ciągiem zagadek, a na końcu czeka zazwyczaj skrzynia z jakimś dobrem. Odróżniają się też mocno wizualnie (szczególnie pod względem koloru) od reszty świata – również są bajkowe, ale jednak trochę przerażające. Dlaczego? Otóż jesteśmy zawieszeni pośród ciemnego nieba pełnego gwiazd. Niebo jest piękne, z ciemnego granatu przechodzi czasem w fiolet… Ale wciąż jest to jakaś wariacja na temat kosmosu z grawitacją, więc jak najbardziej możemy po prostu spaść w te gwiazdy. Upadkowi zawsze akompaniuje przeraźliwy krzyk Fenyx, którego bardzo nie lubię, więc stałam się go unikać.

Mało problemów, ale one same – duże

Czy kupiłabym Fenyx za 250 zł (Gold Edition – 400 zł)? Nie. Jest jednak za bardzo infantylna i momentami zbyt frustrująca. Dobrze więc, że istnieje abonament Ubisoft+. Natomiast jeśli chodzi o ładowanie, to nie zamierzam udawać, że mnie to bawi. Kilka pierwszych uruchomień było w porządku, natomiast po jakichś ośmiu godzinach ta postanowiła kraszować się z każdą próbą odpalenia jej. Widziałam uruchamianie Cyberpunka tuż po premierze i uwierzcie mi, problemy są porównywalne. To ma być rzetelna recenzja, więc ten akapit jest niezbędny, żeby to wybrzmiało – Immortals Fenyx Rising często wymaga ode mnie ze trzech resetów i co najmniej jednego resetu całego komputera, żeby udało się dotrzeć do wczytanych zapisów i kliknąć na „Kontynuuj”. A i wtedy nic nie było jeszcze pewne.

Uruchamianie było tak naprawdę największym problemem. Bo gdy to się już udało, gra właściwie działała bez zarzutu. Nie widziałam żadnych zablokowanych czy zawieszonych w powietrzu postaci jak np. w Valhalli czy Cyberpunku. Przemieszczanie się za pomocą szybkiej podróży z punktu do punktu było przyzwoicie – nomen omen – szybkie, a sama gra nie zacinała się nawet podczas bardziej skomplikowanych walk z większą liczbą przeciwników. Z jednej strony trochę szkoda, że w czeluściach Tartaru nie możemy robić zapisu, kiedy chcemy. Z drugiej jednak rozumiem ideę punktów zapisu i właściwie faktem jest, że nawet dwa dni po opuszczeniu zagadki pewnie niewiele bym pamiętała po powrocie.

Wszystko jak w bajce

Z jednej strony gra jest bardzo cukierkowa, wszyscy są tacy piękni! Gładcy jak pupa niemowlaka, z nienaturalnie wręcz dużymi oczami i delikatnym makijażem typu no make-up make-up. Jeśli ktoś lubi realistyczne gry, to raczej będzie go to razić. Z drugiej strony – jak już człowiek wyspindra się na jakiś posąg i może się rozejrzeć, to estetyczny, szczegółowy i kolorowy świat naprawdę robi wrażenie.

Gdyby ktoś się mnie zapytał, jak sobie wyobrażałam bajkową krainę, gdy byłam dzieckiem – to chyba właśnie tak. Jest w tych terenach coś, co mi się z dzieciństwem kojarzy – jakaś taka sielskość, ładne połączenia kolorów, człowiek ma wrażenie zupełnego odrealnienia. Świat jest dosłownie przepełniony pięknymi drzewami, malowniczymi pagórkami i magicznymi stworzeniami. Większość z nich będzie chciała nas zabić, ale jedno przecież nie wyklucza drugiego.

Muzykę też nazwałabym taką „ku pokrzepieniu serc”. Nie jest na pierwszym planie, ale miło posłuchać delikatnych wokaliz w tle. Za ścieżką dźwiękową stoi Gareth Cooker (pisał też np. do gier z cyklu Ori). Z wywiadu z Cookerem dostępnym na stronie Ubisoftu można wyczytać, że główny motyw gry jest właściwie pierwszą rzeczą, którą napisał po zabraniu się za komponowanie. Mówił też o wyzwaniu, jakim było dla niego tworzenie takiego ogromu muzyki – w końcu każda część mapy ma swój motyw i on lekko zmienia się w zależności od tego, czy eksplorujemy pieszo, czy szybujemy, jedziemy na koniu, czy walczymy. Cooker zamówił też u greckiego lutnika prawdziwe greckie liry – naprawdę przyłożył się do swojej pracy, co po prostu słychać.

Bajkowość muzyki i estetyka świata przedstawionego są też niezwykle spójne – to kolejna rzecz do pochwalenia. Deweloperzy, tworząc Immortals Fenyx Rising, mimo wyraźnych inspiracji nie przeszarżowali w żadną stronę, dlatego wrażenia są głównie pozytywne. Zostawiam Was więc z ostatnim bajkowym screenem i biegnę poodkrywać trochę świata, bo na pewno coś jeszcze mi zostało! To co, skoro recenzja już za Wami, to może dacie szansę grze – możecie wypróbować np. darmowe demo Immortals Fenyx Rising  tylko koniecznie napiszcie nam potem, jakie są Wasze wrażenia!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top