Zastanawiałeś się kiedyś, jak wyglądałby świat, w którym każde słowo niesie ze sobą konsekwencje? Jeśli chcesz poznać odpowiedź, ta recenzja Nanotale: Typing Chronicles jest właśnie dla Ciebie.
Na wstępie wyjaśnię, że nagłówek jest trochę ironiczny. W świecie niewirtualnym przecież każde słowo ma jakiś wpływ na kształtowanie rzeczywistości. Niestety nie jest tak, że ludzie zdają sobie sprawę z tego, jaką mocą dysponują. Recenzja Nanotale: Typing Chronicles powstała trochę z zamiarem podzielenia się moimi przemyśleniami co do drugiego dna tej produkcji. Oczywiście nie zamierzam Cię zabierać na jakąś szaloną przejażdżkę karuzelą emocji i filozoficznych wywodów. W końcu najprawdopodobniej przyszedłeś tu po konkretną recenzję. A więc od początku.
Gra, która już była
Nanotale: Typing Chronicles jest poniekąd następcą Epistory: Typing Chronicles. Obie gry łączy mechanika rozgrywki i wyraźne nawiązanie do świata fantasy. Oczywiście, jak sam tytuł wskazuje, główną cechą wspólną jest pisanie na klawiaturze. Nanotales: Typing Chronicles została wydana 31 marca tego roku, dokładnie pięć lat po pojawieniu się na rynku jej poprzedniczki. Jest to gra przygodowa z elementami RPG osadzona w fantastycznym świecie, który powoli umiera. Główna bohaterka przemierza krainę z misją skatalogowania nieznanych roślin i zwierząt. Po drodze spotyka wielu nowych przyjaciół i jeszcze więcej wrogów. Przy okazji otwiera się przed nią świat pełen tajemnic, niedokończonych historii i poszukiwania prawdy.
Niezależne studio Fishing Cactus stworzyło grę prawdopodobnie z nadzieją, że osiągnie podobny sukces do Epistory: Typing Chronicles – o ile ocenę 74 na Metacritiku można w ogóle nazwać sukcesem. Nie mogę jednoznacznie określić, czy Nanotale: Typing Chronicles tego dokona, ale moim zdaniem nie będzie to łatwe. Przede wszystkim kieruje mną przekonanie, że obydwa tytuły studia są do siebie zbyt podobne. Historie pozornie są różne, ale ostatecznie równie przewidywalne. Bliźniacza mechanika gry nie poprawia sytuacji. Sądzę jednak, że dla kogoś, kto pierwszy raz spotyka się z jakąś produkcją Fishing Cactus, może to być ciekawa pozycja.
Jestem inna niż wszystkie
Główna bohaterką gry jest Rosalina – młoda archiwistka, która tak jak już wspomniałam, podróżuje po świecie, katalogując faunę, florę i nieożywione przedmioty. Z rozgrywki właściwie nie dowiesz się zbyt wiele o tej postaci. Nie jestem pewna, co chciało osiągnąć studio, tworząc tak niewyraźną bohaterkę. Może to na gracza zrzucili odpowiedzialność za wypełnienie luk w charakterze, a może Rosalina miała być na tyle neutralna, by każdy mógł się z nią identyfikować. Cokolwiek mieli w zamiarze, chyba im nie wyszło. Jako typ kobiecy w grach mogłaby pasować jedynie pod kategorię obdarzonej niezwykłymi umiejętnościami. Chociaż… czy ona jest aż taka niezwykła? Mnie główna bohaterka nie zainteresowała. Miała bardzo nijakie przemyślenia, a jej komentarze na temat otaczającego świata nieraz pozbawione były głębszego sensu. Często interakcje, które prowadziła z innymi postaciami, były w najlepszym razie przeciętne. Czasami nawet miałam wrażenie, że Rosalina czyta na głos jakąś instrukcję obsługi.
Generalnie, jeśli ktoś kazałby mi podsumować postacie występujące w grze dwoma słowami, to brzmiałyby one: bez emocji. Bardzo dziwił mnie ton głosu zarówno protagonistów, jak i antagonistów. Wszystkie konwersacje brzmiały, jakby jakaś osiemdziesięcioletnia babcia czytała bajkę do snu swojemu wnukowi – delikatnie i cicho. Dodam, że ta wyimaginowana seniorka w tym przypadku pozbawiona jest kompletnie umiejętności opowiadania zajmującej historii. W efekcie słychać więc monotonne, trochę usypiające ględzenie. Z ręką na sercu napiszę, że trochę za bardzo intensywnie głaskałam klawisz pominięcia konwersacji za każdym razem, gdy zmuszona byłam wysłuchiwać nużącego dialogu.
Tajemnice czające się za rogiem
„No ale, pani recenzująca! To ta gra nie ma dobrych stron?” – słyszę, jak pytasz. Nic się nie martw! Oczywiście, że moja opinia Natotales: Typing Chronicles nie będzie tylko negatywna. Co więc mnie urzekło? Historia głównego antagonisty opowiadana w grze jest bardzo nostalgiczna. Chcąc nie chcąc, zainwestowałam dużo emocji w jego życiowe perypetie. Baron – bo tak go tytułują – nie okazał się postacią czarno-białą, a raczej miał całą gamę odcieni szarości z okazjonalnie żywszym kolorem. Niby opowieść jest dość szablonowa, a jednak napełnia pewną poetycką melancholią. Nie mogę powiedzieć, że byłam zaskoczona zakończeniem, ale nawet pomimo to historia mnie wciągnęła.
Drugą pozytywną cechą jest różnorodność ras postaci. Rosalina jest człowiekiem, natomiast reszta ferajny już niekoniecznie. Nie będę się tu wdawać w szczegółowe listy, ale jak na tak kameralną grę nie jest ona krótka. W moich oczach rekompensuje to trochę zbieżne tony głosów postaci. Każdy lud oferuje również trochę inne typy opowieści. Związane są one z ich unikalną kulturą i miejscem, które nazywają swoim domem. Generalnie nie spodziewaj się tu fajerwerków, ale również nie zniechęcaj się zupełnie. Podczas podróży można znaleźć naprawdę wyjątkowe narracyjne perełki.
Czy widzisz to co ja?
Recenzja Nanotale: Typing Chronicles nie może się oczywiście skupiać tylko na postaciach. Grafika jest dość prosta, ale ma swój urok. Mogę z pełnym przekonaniem napisać, że w tej kwestii studio zrobiło naprawdę świetną robotę. Poszczególne części krainy różnią się od siebie pod względem fauny i flory, oferują zupełnie inne doświadczenia i nawet mają trochę inną kolorystykę. Jedyny minus, jaki widzę, to niezbyt dobrze zaprojektowana mapa. Były miejsca, po których błądziłam sporo czasu, bo zwyczajnie nie mogłam znaleźć drogi. Przez takie irytujące krążenie plany podziemi mogę rysować z pamięci – gdybym oczywiście rysować umiała. Żeby nie było zbyt kolorowo, to dodam jeszcze, że było wiele elementów krajobrazu, które się powielały. Były to nie tyle akcenty przyrody, co powtarzalne konstrukcje użytkowe. Doszłam jednak do wniosku, że i w świecie rzeczywistym mamy dużo bliźniaczych budynków. Dlaczego więc i w wirtualnej krainie nie miałoby być to normalne?
Wiąże się to zapewne z tym, że w każdej nowo odkrytej części mapy masz do wykonania te same czynności związane z głównym wątkiem. To duży minus, szczególnie jeśli mówimy tutaj o niewielkiej produkcji. W mniejszym przedziale czasowym o wiele szybciej zmęczysz się wykonywaniem tych samych czynności, niż gdyby to było rozłożone na kilkadziesiąt godzin.
Darowanemu koniowi koniecznie trzeba zajrzeć w zęby
Mechanika gry na samym początku mnie zaintrygowała. Grałam trochę w poprzedniczkę tego tytułu – Epistory: Typing Chronicles – ale nie na tyle długo, by wyrobić sobie jakąś konkretną opinię. To, w czym przede wszystkim podobne są obydwie produkcje Fishing Cactus, to sterowanie w całości klawiaturą. I mam tu na myśli używanie jej do absolutnie wszystkiego! To jest istna jazda bez trzymanki autostradą i aby dalej jechać, sam sobie musisz drogę budować. Dodam, że dzieje się to w momencie, gdy już siedzisz w samochodzie i na liczniku masz przynajmniej 100 km/h. Tempo pisania, które czasami trzeba było osiągnąć, żeby nie zginąć, przekraczało zdrowy rozsądek. Trochę to przypominało stare gry tekstowe, typu Zork, z tą różnicą, że w Nanotale nie możesz poświęcić zbyt dużo czasu na zastanawianie się, jak pokonać przeciwnika.
To właściwie jak się tym kieruje?
Drogi czytelniku, jeśli w jakimkolwiek stopniu szanujesz swoje palce, uciekaj, póki możesz. To, co na początku wydawało mi się interesujące, czyli używanie komend słownych na walkę i przemieszczanie się po mapie, pod koniec rozgrywki było moim największym koszmarem. Wyobraź sobie sytuację: kucasz spokojnie gdzieś w szuwarach, spisujesz jakieś przypadkowe fioletowe kwiatki, a tu nagle ni z tego, ni z owego otaczają Cię hordy niezadowolonych z życia bestii. I nie możesz, jak to często w grach bywa, wyciągnąć sobie laski magicznej, miecza, czy tam broni strzelającej czystym dubstepem (niewtajemniczonym polecam Saits Row IV). Masz tylko słowa za oręż. I jeśli Ci życie Twojej postaci miłe, to lepiej żebyś umiał szybko pisać.
Nad głowami wrogów pojawią się wyrazy, które po wklepaniu na klawiaturze zranią wybranego przeciwnika. W ciągu rozgrywki zyskasz również szereg dodatkowych opcji, które spotęgują działanie czaru schowanego w słowie. Magia także współgra z kilkoma elementami okolicznej flory, co może wpłynąć na rodzaj zaklęcia bądź jego zasięg. Sprawa wydaje się prosta, im szybciej piszesz – tym lepiej dla Ciebie. Problemy zaczynają się wtedy, gdy na horyzoncie pojawia się więcej wrogów, niż możesz zliczyć. Ponieważ jest to poważna recenzja Nanotale: Typing Chronicles, nie będę owijać w bawełnę: walki w dalszych częściach gry podniosły mi ciśnienie tak bardzo, że przy rozcięciu palca wykrwawiłabym się w pięć minut. Było to dla mnie zaskakujące, ponieważ Rosalina w trakcie przygody zdobywała niemałą ilość nowych umiejętności. Wnioskowałam po tym, że mimo podnoszącego się poziomu przeciwników, rozwój mojej postaci ostatecznie i tak zbalansuje walkę. Okazało się, że studio pokładało zbyt wielkie nadzieje w moją umiejętność nauki szybkiego pisania.
Cóż jeszcze brzmi w Szczebrzeszynie?
Jest jeszcze kilka pomniejszych cech rozgrywki, na które warto zwrócić uwagę. Mam bardzo mieszane uczucia co do intuicyjności gry. Samouczek niby jest, ale nie wyjaśnia niczego do końca. Myślałam, że może w dalszej części przygody dostanę jakieś ochłapy wiedzy, które wprowadzą w arkana nowo zdobywanych umiejętności. Tak się jednak nie do końca stało – były jakieś wskazówki, ale zwyczajowo kończyły się na jednym zdaniu. W efekcie dopiero po dwóch godzinach użytkowania odkrywałam niektóre funkcje elementów na mapie
Denerwował mnie także nieregularny czas respawnu potworów za każdym razem, jak odeszłam na większość odległość. Co to oznacza? Załóżmy, że właśnie wyczyściłeś całą okolicę z wrogów i przechodzisz na chwilę w inne miejsce, by zakończyć misję. Wracasz dosłownie 15 sekund później i znowu musisz walczyć z tymi samymi przeciwnikami. Mechanika odradzania się potworów wciąż jest dla mnie niezrozumiała.
Ciekawym elementem było dodanie lisiego towarzysza, który pomaga nam w sytuacjach pozornie bez wyjścia. Jest to zapewne nawiązanie do poprzedniej produkcji Fishing Cactus, która też miała podobną postać. O ścieżce dźwiękowej mogę natomiast napisać tylko tyle, że była. Muzyka w tej grze bardziej nadałaby się do medytacji, a i ta nie byłaby zbyt udana.
Moja recenzja Nanotale: Typing Chronicles dobiega końca, ale chciałabym jeszcze na coś zwrócić uwagę. Mianowicie filozoficzna warstwa, o której na początku wspomniałam. Nie wiem, czy twórcy gry mieli na myśli coś więcej niż ciekawy sposób uczenia się szybkiego pisania. Ja w swojej marzycielskiej głowie ujrzałam doskonałą aluzję do potęgi słów. Skoro Rosalina swoją przygodę przeszła jedynie za ich pomocą, to i w życiu przeciętnego zjadacza chleba literatura może stać się kwintesencją istnienia. A jeśli nawet nie będzie w centrum, to przynajmniej podniesie nasz poziom w tej grze zwanej życiem. Fishing Cactus postanowiło jednak scalić miecz i słowo, więc może wcale nie mieli równie romantycznego podejścia do kwestii co ja.
Opinia o Nanotale: Typing Chronicles w pigułce
Podsumowując: jeśli chcesz się w ciekawy sposób nauczyć szybszego pisania, Nanotale: Typing Chronicles jest dla Ciebie. Szczególnie, że podstawowym ustawieniem sterowania postacią nie są klawisze WSAD, tylko EDSF. Prawdopodobnie każdy wie, że na klawiaturze są dwa klawisze, które mają wypukłe znaczniki pomagające pisać bez patrzenia na ręce. Jednym z tych przycisków jest F. Nawet bez niezwykłej błyskotliwości mogę połączyć fakty i zrozumieć, że powodem takiego ustawienia sterowania jest zachęta do wyuczenia się pisania bezwzrokowego. Jeśli natomiast uważasz, że wystarczająco już opanowałeś klawiaturę, lepiej zastanów się dwa razy nad zakupem. Są o wiele mniej frustrujące gry pod względem mechaniki, z równie ciekawą opowieścią w tle. Polecam, między innymi, Inspector Waffles, której recenzję również możecie znaleźć na naszej stronie.
Jeśli zainteresowała Cię opisywana wyżej gra, to możesz kupić ją na stronie sklepu GOG, któremu zawdzięczamy możliwość zrecenzowania tej pozycji.