The Gardener and the Wild Vines – recenzja gry (demo)

Screen z gry The Gardener and the Wild Vines

Ogrywamy kolejne gry w ramach Festiwalu Gier Steam! Tym razem padło na demo The Gardener and the Wild Vines.

Mieliśmy już tekst o Hundred Days – przyjemnej grze o produkcji wina. Teraz czeka Was recenzja The Gardener and the Wild Vines – kolejnego demo z długiej listy steamowego festiwaly. To bardzo nieskomplikowana gierka, w której wcielamy się w miłego ogrodnika z wielkimi nożycami. Znajduje się on w królestwie, w którym jest bardzo, ale to bardzo dużo wież. Nasz mały, dzielny ogrodnik musi wspiąć się na każdą, żeby odnaleźć księcia. Nie wie, w której rzeczony książę się znajduje (jak znam gry, pewnie w ostatniej). Wbrew pozorom gra ma nawet fabułę, chociaż nie trzeba się na niej bardzo skupiać.

Książę, który zniknął, wzniecił rebelię (toczy się ona obecnie już bez niego). Został za to najprawdopodobniej umieszczony w którejś wieży. Wspominałam już o tym, że w tym świecie jest ich naprawdę mnóstwo? Wieża na wieży pogania inną wieżą, która wierzy, że wieżą pozostanie. Pod większością ogrodnik spotyka rycerza stojącego na straży. Poznajemy historię jego rozterek moralnych – nie jest on złym człowiekiem, ale uważa, że musi aresztować ogrodnika. Gdy jednak ktoś przychodzi i każe mu dokonać egzekucji na miejscu, ten się buntuje… 

Takie Icy tower, tylko że nie

Mechanika gry jest prosta i ujmująca: trochę jak w starym, dobrym Icy Tower (kto pamięta?) wspinamy się, żeby dotrzeć na samą górę. Tylko tym razem jesteśmy po zewnętrznej ścianie wieży i mamy o wiele więcej trików, które mogą nam pomóc. Wspomniałam o nożycach w ręku ogrodnika. Może on przycinać kwiaty wystające z muru, co daje mu swego rodzaju boosta (nad którym można spokojnie zapanować). Najważniejsze jest to, że z uciętych kwiatów pną się kolejne pędy i wyrastają listki, po których możemy skakać w górę.

Jest też dużo elementów planowania, bo czasem trzeba spaść trochę niżej i poczekać aż listki się rozwiną. Pierwsze plansze są wręcz banalne, trudność rozpoczyna się dopiero przy… (mroczna muzyka trzymająca w napięciu) skrzydłach wiatraków! Otóż zazwyczaj są one obudowane dziwnymi, chyba elektrycznymi kulami, między którymi trzeba lawirować, bo każde dotknięcie takiej kuli to utrata jednego z trzech serduszek. Czyli trzy dotknięcia = reset planszy. Demo The Gardener and the Wild Vines zawiera wprawdzie tylko kilka plansz, ale nawet jeśli będziecie się skuwać mniej niż ja, i tak wystarczy na kilka godzin dobrej zabawy.

Zniecierpliwienie wyznacznikiem zabawności

Oczywiście nie nasze zniecierpliwienie! Chociaż przyznam, że zdarzyło mi się zakląć przy niektórych planszach raz czy dziesięć razy. Tu jednak chodzi o fabułę i różnego rodzaju zabawne anachronizmy, które się w niej pojawiają. Przed każdą planszą rozmawiamy ze wspomnianym już wcześniej rycerzem. Gdy już dotrzemy na górę wieży i wołamy księcia, zazwyczaj pojawia się tam ten sam rycerz. Dialogi z nim są przezabawne, mimo że nie mamy na nie w ogóle wpływu (można je nawet pominąć, ale gorąco zachęcam do przeczytania!).

Możemy się z tych krótkich scenek dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy, zdarzyło mi się też wręcz wybuchnąć śmiechem. Rycerz na przykład żali się w pewnym momencie, że może stracić pracę. Prócz tego kontrast między nim a ogrodnikiem jest aż nazbyt widoczny – dla tego drugiego wszystko jest proste, rycerza zaś poznajemy, gdy nękają go poważne rozterki moralne. Jego zniecierpliwienie, gdy ogrodnik opowiada mu o swoich ulubionych kwiatach, też jest przekomiczne.

Gdy recenzja The Gardener and the Wild Vines powstawała, wyjątkowo nie obawiałam się, że poczęstuję Was spoilerami. Język, którego używają bohaterowie, jest dość prosty, a jednocześnie specyficzny w swoich anachronizmach. Dzięki nim nawet mimo tego, iż zdradziłam Wam kilka żartów, nic nie straciliście. I tak parskniecie w monitor. Nie wiem jednak, czy będę czekać na pełną wersję gry – ja akurat mam w sobie bardzo mało cierpliwości, więc mój komputer mógłby nie znieść więcej wybuchów złości przy traceniu życia.

Festiwal Gier Steam trwa jeszcze do wtorku, 9 lutego, do godziny 19.00. Na naszym portalu na pewno ukaże się jeszcze jakaś recenzja, a tymczasem zapraszamy do czytania pozostałych, które są już na stronie: osobliwe The Parrot That Summons Demons, czy odprężające Potion Craft.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top